http://www.broadway.com/buzz/157070/phantom-sequel-love-never-dies-to-be-filmed/
jeśli miałby być to z aktorami poprzedniej części :) . W LND muza jest fajna, ale do Upiora w Operze nie można jej porównać, bo w pierwszej części była magia, a tu... I tak czekam
"W pierwszej części była magia, a tu..."
O tak, trafne stwierdzenie. A tu... Lepiej nie kończyć tego zdania.
Choć z chęcią i tak to obejrzę - choćby dla samego "Beneath a moonless sky"
Jeśli miałabym je dokończyć to byłoby "a tu wszystko obraca się wokół nowinek technicznych i na siłę stworzonej telenoweli". Sorry, musiałam to napisać :(
a jak dla mnie, to z potrzeby serca...:-)
zarzuty typu telenowela są, moim zdaniem bezzasadne a dokładniej mówiąc głupawe, bo nie dostrzegające aspektów naszego życia, jego codzienności, przeciętności i naiwnego uroku.
Z potrzeby serca? Cóż, z Webberem nigdy nic nie wiadomo... :)
Chyba twierdzenie "telenowela" odnosiło się tu raczej do pisania kolejnych części na siłę, a nie do stylu, ale to tylko moja interpretacja owej wypowiedzi. ;)
Jeśli chodzi o uroki codzienności i przeciętności to mam inne zdanie. Mnie osobiście codzienność tłamsi i męczy - więc szukam od niej ucieczki w każdej sferze życia. Dlatego denerwuje mnie również oglądanie codzienności na ekranie, ale ja, to ja...
Ps. Co do LND... Można jeszcze spojrzeć na to z bardziej pozytywnej strony i uznać, że wcale nie chodziło o pieniądze tylko o radość z napisania kontynuacji (zresztą, który "upioromaniak" nie pokusił się choć raz o dopisanie ciągu dalszego? ;)). Cóż nie wyszło, bo nie wyszło... ale zdarzają się tacy, którym się podoba. Mi osobiście do serca trafił utwór "Beneath a moonless sky" - muzyka jest piękna i już w pierwszej części kiedy pojawił się ów motyw - podobało mi się wręcz upiornie.
Może zbyt mocno to ujęłam, ale zauważ sama, że w pierwszej części, gdy słuchałaś tytułowej piosenki (tj. Phantom of the Opera) można się było rozpłynąć, bo to było magiczne. Warto nadmienić, że w trakcie pisania UwO, Webber był zakochany, a teraz... Chyba już to napisałam, ale pozwolę sobie powtórzyć - w LND muzyka jest ładna ( Beneath a Moonless Sky , Love Never Dies i Beauty Underneath - majstersztyk, jak dla mnie ), ale no Upiora się niestety nie umywa :(
Pożyjemy zobaczymy...
For example:
kiedy budowano biurowiec Metropolitan projektu Normana Fostera na Pl. Piłsudskiego w Warszawie, obrońcy estetyki stolicy krzyczeli, że taki budynek nie powinien stać obok Teatru Wielkiego. Ktoś znajomy ładnie to skomentował: "za parę lat, to być może, to Teatr Wielki będzie stał koło Fostera".
Tłumacząc na język polski: to, że dziś coś nam się wydaje kiepskie nie oznacza, że takie będzie się wydawać następnym pokoleniom.
Dla mnie, o czym już wielokrotnie pisałam, LND jest doskonale zrealizowanym przedstawieniem muzycznym z perfekcyjnie dobraną obsadą i wbijającą w fotel scenografią. Odpowiadając na post poniżej: mają dokładnie to co napisałam...:-)
Ale ja tu nie głoszę prawdy absolutnej , tylko swoją opinię, która może być absolutnie błędna, ale jest moja i dlatego jestem do niej przywiązana...:-)
No jeśli przyszłe pokolenia uznają iż ta rzeźnia charakterologiczna jest super, to ja już dzisiaj siądę i nad tymi pokoleniami zaszlocham.
Odnosiłam się do muzyki.
Co do charakterologicznej rzeźni, ludzie są różni i nie każdy zawsze wie jak powinien postąpić, którą drogę wybrać, aby udowodnić otoczeniu, że jest dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem.
Osobiście wiele razy popełniałam błędy, padałam na pysk ale potem się podnosiłam i szłam dalej. Rzadko uczę się na błędach. Może dlatego postacie z LND są mi szczególnie bliskie...:-/
"LND jest doskonale zrealizowanym przedstawieniem muzycznym z perfekcyjnie dobraną obsadą i wbijającą w fotel scenografią"
Tu już mogę się wykłócać, bo Ramin w roli Upiora to jakieś nieporozumienie, ale... no niech Ci będzie. Nawet jeśli uznamy, że realizacja i scenografia są bez zarzutu... to jeszcze kwestia fabuły.
Ktoś czytał "Upiora Manhattanu"? Zbrodnia na Upiorze...
Czytałam i zastanawiałam się na czym autor tego dzieła, do licha, jechał. Złego dilera on musi mieć, że mu takie świństwa sprzedaje.
Autor chciał być tredni, dżezi i kul. Przecież niemożliwa miłość jest taka fajowa i nieślubne, teatralne dziecko ^^
LND ma niewiele wspólnego z Upiorem Manhattanu, który rzeczywiście jest beznadziejnie napisany. Webber odciął się od kolegi, co było już omawiane na tym forum.
Ale i tak jest aż za dużo okropnych podobieństw. Zresztą sam pomysł na LND wynikł z Upiora Manhattanu.
Jak dla mnie i jedno i drugie to ten sam poziom...
akurat przeciwnie było, UM został napisany pod wpływem pomysłu ALW na kontynuację POTO. Źle tylko dobrał autora. Czytałam książkę, oglądałam spektakl i zapewniam Cię, że nie ma wielu podobieństw (jakieś 5%)
Cała główna linia fabularna jest ta sama, Weber odpuścił sobie tylko Dariusza i inne tajemnicze twarze czyli dupy z lufcika, natomiast reszta jest jak było, cudowne dziecię dwóch pe... Krysi i Upiornego, park rozrywki, pozytywka i zgon Krysi (zasadniczo wyglądajacy tak samo, tylko kto inny był wykonawcą). No i Weber koncentruje się bardziej na wielkiej loff Krysi i Upiora (zapomniał, biedak, jak POTO zakończył), z pominięciem pierdafonów pobocznych. Oraz zrobił z Raoula lubianą przez niektórych zapijaczoną mendę.
Tak czy siak na jedno wychodzi - jedno i drugie obraza dla Upiora. W ogóle co za jakiś poroniony pomysł umieszczać Upiora w parku rozrywki...
Ale przynajmniej jest się z czego pośmiać. Przeżyłem już wielką złość na Webera i teraz pozostaje jedynie jakoś znieść iż ten gniot jednak powstał. Swoją drogą całkiem, całkiem komedia mu z tego wyszła. Jest tak beznadziejne, że aż śmieszne. I oczywiście plus za zapijaczoną mendę ;)
Innymi słowy LND to taki muzyczny odpowiednik Dlaczego ja?- Trudnych spraw...xD Szkoda tylko, że nie ma Dariusza ^^
Trudne sprawy ani Dlaczego ja nie aspirują do miana arcydzieła, i to jest ta znacząca różnica, aczkolwiek odcinek z Dariuszem mógłby do tego pretendować :D.
Nie żebym się czepiała, ale Red Death jest, zdaje się, osobnikiem płci męskiej...
Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Nie jestem już w stanie wysiedzieć w Romie. I nie wynika to ze snobizmu, ale z racjonalnej oceny sytuacji....:-/
Gdyby było warto wysiedzieć można by było nawet na kamieniach...
Może powiesz o LND coś więcej? Powiedzmy co Ci się najbardziej podobało? Albo co się nie podobało? I tak dalej...
Był o tym temat: http://www.filmweb.pl/film/Upi%C3%B3r+w+operze-2004-106461/discussion/%22Love+ne ver+dies%22+-+bezpo%C5%9Brednia+relacja+z+Adelphi+Theatre,1368465
A, polecam recenzję Draco Maleficium, bardzo wyczerpująca i merytoryczna, w przeciwieństwie do powyższej ;). Mniej więcej na połowie strony: http://www.taniecwampirow.fora.pl/upior-w-operze,23/the-phantom-of-manhattan-lov e-never-dies,680-195.html , akt 2 na następnej.
O dzięki za linki ;)
Chętnie się zapoznam, bo słyszałem już kilka różnych sprawozdań i zawsze były tylko dwie opinię - albo "zachwycające" albo "okropne". Ja się przychylam do tej drugiej, choć jeszcze muszę obejrzeć mniej więcej dwadzieścia parę minut z pierwszego aktu, by mieć obraz całości...
Które?
Widziałem filmiki robione przez kumpla, który był na tym w Anglii i nielegalnie nagrywał. Jakość super, ale dopiero od mniej więcej dwudziestej którejś minuty, jak zmienił ustawienia w kamerze ;) i stąd oglądałem bez początku...
Chodziło mi o to: "London, Adelphi Theatre
probably 29.04.2010
Ramin Karimloo, Sierra Borgess, Jospeh Millson, Summer Strallen, Niamh Perry
(misses Beneath a Moonless Sky and a few other songs, filmed from dress circle)"
Ja nie mówię o subiektywnym odbiorze, bo opinię każdy może mieć inną, ale o bardzo szczegółowym wyczerpującym i obiektywnym opisie zjawisk, fabuły, gry aktorskiej oraz wielu innych rzeczy poruszonym niemal w każdym szczególe i z uwzględnieniem różnych aspektów. Nie mam Ci za źle, że nie napisałaś elaboratu, w końcu nudno by było, jakby wszyscy pisali tak samo. Niemniej Twoja wersja brzmi jak spot reklamowy.
No rozumiem, nie mówię, że miałaś taką intencję, po prostu pod względem formy tak mi się skojarzyło.
LND wcale nie lepiej, bo zamiast uupełniać historię opowiedzianą w POTO, jej przeczy. Krysia zachowuje się jak początkująca kurtyzana, Raoul zmienia się w zapijaczoną mendę, Upiorny w smętne emo, Meg w szalejącą psychofankę, jej mamusia zaś w rozżartą harpię-materialistkę, a całość wieńczy Gustave, cudowne dziecię, do którego Upiór od razu odczuwa magiczny zew (a może nawet zlew), bo młody ma talent muzyczny, więc musi być jego synem. Ha-ha.
Rola Raoula w LND mi się wyjątkowo podoba, zwłaszcza gdy go tak pięknie nazwałaś zapijaczoną mendą... :)
Ale kiedy wszyscy bohaterowie zmieniają się we własne przeciwieństwa, to to nie jest "ludzie się zmieniają". To jest rzeź charakterologiczna, ni mniej ni więcej. Wyobraź sobie, na ten przykład, kontynuację baśni o Śnieżce, w której rzeczona Śnieżka stała się wrednym babskiem terroryzującym królestwo, a w wolnej chwili piorącym się po szczękach z księciem, który romansuje potajemnie z siedmioma krasnalami. Zaś Zła Macocha, wyleczywszy oparzenia trzeciego stopnia po tańcu w rozpalonych trzewiczkach, oddaje się działalności charytatywnej, opiekując się ubogimi sierotkami i ofiarami terroru Śnieżki. No ludzie się przecież zmieniają, nie?
No właśnie, ludzie się zmieniają. EineHexe, proszę, wydoroślej, bo może być za późno...:-(
Bajki są cudowne i fajnie jest jak najdłużej zachować w sobie tę część, która jest w nas najlepsza. Osobiście pielęgnuję w sobie tę "część", pomimo wszystko...