O wiele bardziej podobał mi się spektakl w teatrze Roma z Damianem Aleksandrem i Marcinem Mrozińskim. Ale film też niezły
Teatr zawsze ma przewagę nad filmem... większą lub mniejszą... w tym wypadku raczej mniejszą. Damian jako Upiór? O nie, to nieporozumienie... Wolę Butlera niż Aleksandra ;p
Film ma też tę przewagę nad teatrem, że mogę sobie w nim wyłączyć napisy i mieć w nosie przeczuwanie rozmiarów nocy.
Wtedy zostanie mi jeszcze wizja. Damiana, z koszulą wyłażącą z portek, owijającego się wokół biednej Krysi.
Ja byłem. Moim zdaniem nie warto - no chyba, że jesteś fanką "Notre Dame de Paris" (ja akurat nie jestem ;p)
Po pierwsze, to nie musical jako taki, tylko widowisko muzyczne, więc sporo piosenek jest powycinanych, przez co są luki tak w fabule, jak logice. Po drugie źle dobrani do ról aktorzy (zresztą mnie się tylko kilka głosów w ogóle tam podoba) i przekoszmarna charakteryzacja. Po trzecie tłumaczenie na poziomie makijażu, przekłady Wyszogrodzkiego tchną przy nim artyzmem.
"O Fler dy Lys, czy ty mnie też potępisz gdy, wyciągnę dłoń by zerwać kwiat, Esmeraldy?"- To jest tekst roku...
Nie zapominaj o łamaniu słowa tylko raz i złotej karocy oraz przepięknych częstochowskich rymach...
Mrozin-Chan i brodata pastereczka z saskiej porcelany mogą się przyśnić, istotnie.
Licencjonodawcy zażądali wystawiania dzieła w oryginalnej wersji językowej. Po francusku.
Osobiście nie mam problemu z francuskim. Mam nadzieję, że wykonawcy też nie...:-/
Generalnie większość polskich wykonawców (musicalowych) koszmarnie posługuje się językami obcymi, niestety.
a to przynajmniej śmiesznie będzie, mam nadzieję...
a tak poważnie: na bezrybiu i rak ryba.
właśnie wróciłam i muszę powiedzieć, że obciachu nie było. Scenografia może nie rzucała na kolana, ale wokalnie bardzo przyjemnie (może poza Januszem Krucińskim, który w roli Febusa był niestety beznadziejny). Michał Rudaś dawał radę, ale do oryginału było mu trochę daleko. Edyta Krzemień podobała mi się dużo bardziej od oryginału. Paweł Tucholski: BRAWO! Podsumowując był to udany wieczór i w przeciwieństwie do przedstawień w Teatrze Roma nie wyszłam po 1 akcie. No i dobrze, że nie zburzyli PKiN, bo to jeden z nielicznych, porządnie wybudowanych budynków w W-wie.
Przygodę z Upiorem zaczęłam od spektaklu, ale nie uważam żeby film był gorszy. A ktoś z Was czytał książkę?
Chyba wszyscy. Ja czytałam w dzieciństwie i byłam za Raoulem. Teraz zdecydowanie jestem za Upiorem. Ż ycie pozbawiło mnie złudzeń...:-/
A ja znowuż od początku byłam za Upiorem. Bo Raoul jest tak idealnym, wychuchanym facetem, że aż zaczyna być nudny. Natomiast Upiór - wszechstronnie utalentowany, stwarzający wokół siebie otoczkę tajemnicy, wydaje mi się bardziej intrygujący. Do końca miałam nadzieję, że Christine wybierze właśnie jego - a tu kolokwialnie mówiąc "kicha". Książkę również czytałam, jednak bardzo drażniło mnie tłumaczenie imion, szczególnie "Krystyna" zamiast "Christine". Nie wiem, czy to wina tylko mojego przekładu, czy jest też tak we wszystkich innych. W każdym razie poluję na wersję w której nie przeprowadzano takich radosnych translacji. Może ktoś z Was taką posiada i mógłby polecić?
ja też się spotkałam z tłumaczeniem Krystyna, co bardzo mnie denerwowało.
Ja najpierw przeczytałam książkę, wczoraj w moim mieście była opera śląska z tym oto repertuarem... i jestem trochę zawiedziona... Ten Upiór to taki trochę ni jaki był, bardzo poszli na łatwiznę...:( a co było jak dla mnie najgorsze, takim przysłowiowym Gwoździem do trumny to to, że nie Zapśiewali TYTUŁOWEJ PIOSENKI KTÓRA JEST MOTYWEM PRZEWODNIM!! żenada...
A teraz zabieram sie za film :)
Ja czytając książkę miałam wielką nadzieje ze Christine wybierze upiora, bo ten jej ukochany... to takie ciepłe kluchy... co ale cóż...
A dlaczegóż w spektaklu Yestona i Kopita mieliby śpiewać piosenkę tytułową z musicalu A. L. Webbera? Bo nie rozumiem?
...Bo tam grali musical Webbera. Opera Śląska gra musical Yestona i Kopita. Jasne?