... będzie musiał uwielbiać Upiora w Operze! Uwielbiam wracać do tego musicalu, przy
muzyce się po prostu rozpływam :)
Ja czekam na Erica :D Jeśli z jakimś mam być to tylko z nim. Nawet jak jest zdeformowany, nawet jak nie ma nosa, i z hetrochromia. Nawet jak mordowal i kradl...Nawet jak nosi maske. Albo on albo zaden.
Wyobrażasz sobie być taką ukochaną Butlera jakiej pragnął Erik? Ukochanej do końca życia, która służyłaby jego muzyce nocy. Której by śpiewał do snu, której by śpiewał by ją uszczęśliwić, otrzeć łzy. Dotknąć muzyką.
Ukochaną zamkniętą w ciasnym i klaustrofobicznym miejscu bez znajomych i przyjaciół.
A tak poza tym to znakomity materiał na męża zarówno Upiór jak i jego odtwórca Gerard Butler...
W ciasnym? Nie powiedziałabym. Sypialnia Upiora (którą osobiście chętnie bym zwiedziła i spędziła noc w tym łóżku filmowym) jest większa chyba od całego mojego mieszkania :P
Nie sądzę, aby Erik zabronił mi utrzymywac jakiekolwiek znajomości. Poza tym bez tego też dałoby się żyć. On zabraniał kontaktów z Raoulem a nie z całym światem. Nie miał nic przeciw Meg :) Jeśli zaproponowałby mi taki układ: Będąc ze mną możesz utrzymywać kontakty tylko z (np) trzema osobami i tylko kobietami...Wybór byłby szybki i prosty. Nie wahałabym się. Wybrałą 3 osoby i poleciała po suknie ślubną dla siebie a potem bym go zaciągnęła do Urzędu Stanu cywilnego ;D
Na jego znak na świata pojdę kres :):)
Oj bys sie zdziwila jak duzo wiem o zyciu. Za stara jestem aby nie wiedziec. Jednak czasem, na chwilke cofnac sie wspomnieniami do mlodzienczej naiwnosci i pomarzyc nie jest zbrodnia
Wiek nie jest bynajmniej wyznacznikiem mądrości i doświadczenia, niestety (albo stety, jak kto woli).
Poraża mnie twoja arogancja i przekonanie o nieomylnosci. Oceniasz ludzi po pozorach i stereotypach. A to zalosne.
Też bym się chciała dowiedzieć... (ubawiłaś mnie, btw, jeszcze jakaś jazda ad personam? pójdę po popcorn) Przy okazji piękna hipokryzja Ci wyszła, już kilkakrotnie mówiłaś "nie oceniaj mnie, skoro nic o mnie nie wiesz", a teraz sama to robisz.
Ale wyjaśnij mi, co jest aroganckiego i przekonującego o mojej nieomylności, tudzież stereotypowego w ogólnym stwierdzeniu, które wyżej wygłosiłam. Czekam z zapartym tchem :D.
Jesli po moim poscie uwazasz, ze jestem naiwna to bardzo sie mylisz. Skad wiesz czy nie bylabym zdolna zrezygnowac z przyjaciol i kontaktow? Moze by mi to sprawilo przyjemnosc odciac sie od jednego swiata by przejsc do drugiego. Nie mam 14 lat aby to byly marzenia, lekkomyslnej nastolatki :) Znam siebie, i doskonale wiem jaka jestem. Ty nie masz o mnie pojecia. Moge nie miec sumienia, skrupolow moge byc aspoleczna, jak moge dzialac na rzecz fundacji, miec serce aniola, byc niewyobrazalnie dobra. Nie wiesz jaka jestem. I nie zycze sobie byc nazywana naiwna przez obca mi osobe, ktora nic o mnie nie wie.
Chęć rezygnacji z przyjaźni i kontaktów z ludźmi dla widzimisię faceta jest dowodem ogromnej naiwności.
Ponieważ facet jest epicentrum zainteresowań kobiety. Najlepiej zamknąć się z nim w lochu rozpaczy i żyć w tęczowym związku bez przyjaciół i znajomych...
Jeśli by mi nie zależało...To dlaczgo miałabym nie zrezygnować? Zwłaszcza dla kogoś kogo bym kochała ponad wszystko?
Osobiście bym wolała dac się zamknąć w lochu rozpaczy i zyc w teczowym zwiazku bez przyjaciol i znajomych, niz dostawac kolejny noz prosto w plecy od tych przyjaciol i znajomych.
Ponieważ wtedy jest się człowiekiem aspołecznym a to nie jest normalne zachowanie, szczególnie w miłości, która winna jest być przyczynnikiem do rzeczy dobrych. Jak uczucie budowane jest na niepewnej konstrukcji i zachowania anormalnych, to jest to zła miłość.
Zła miłość jest niezwykle zmiennym i niesprecyzowanym określeniem. Nie można nazwać złą miłością miłości osób młodych np osób z zespołem Aspergera, bo dlaczego? Jeśli dwie osoby się kochają i chcą zamknąć swój świat tylko na sobie nie można im tego zabronić. Nie jest to zdrowe, ale nie jest też złe. Znam młodą kobietę, która stała się aspołeczna, pełna gniewu, i złości do ludzi, bo oni sami do tego doprowadzili. Odcięła się od nich tak jak tylko jest to możliwe, nie przestając jednocześnie funkcjonować jako jednostka. Człowiek to istota stadna - tak. Ale nie znaczy, że nie może żyć w pojedynkę lub z jednym towarzyszem.
Zgadzam się z Tobą. Ja wolałabym mieć jedną osobę, której mogłabym ufać całym sercem, która by mnie szczerze kochała - niż żyć w otoczeniu wielu znajomych. Mogę się z nimi pośmiać, pożartować, ale nie ma między nami zbyt wielkiej więzi (na tyle by byli mi niezbędni do egzystencji). Widać Morgano, że nasze przedmówczynie są duszami towarzystwa i nie umieją wyobrazić sobie życia bez znajomych.
Ja zawsze byłam samotniczką. Zawsze miałam jedną przyjaciółkę lub jednego przyjaciela, który wystarczał mi zupełnie - jako ten cały świat. Inni ludzie byli miłym urozmaiceniem - meczącym na dłuższą metę.
Ale rozumiem Sabcię i Wiedźmę - sama znam ludzi którzy wręcz nie umieją żyć bez szerokiego kręgu przyjaciół :)
W tej dyskusji mamy po prostu rozbieżność charakterów i potrzeb :)
Dokładnie tak jest. Ja sama zrezygnowałam z kręgu "przyjaciół" kiedy to te rozpadły się na wskutek małego nieporozumienia. Moja najlepsza przyjaciółka wiele lat temu zerwała ze mną kontakty po latach przyjaźni, bo powiedziałam jej "wielkiej miłości", że X jest nad morzem, mam z nią kontakt, ale wiem, że ona nie może dzwonić. Chłopak dopowiedział sobie dlaczego nie może dzwonić ;) X mi nie uwierzyła niestety, z "wielką miłością zerwała" a przyjaźni odbudować się nie da.
Z kolei inna moja przyjaciołka wbiła mi nóż w plecy, a po latach chciała wszystko naprawić. Z osoby "bogatej" w "prawdziwych" przyjaciół, zmieniłam się w osobę z jedną, jedyną przyjaciółką, z którą jesteśmy jak ogień i woda. Kłocimy się non stop :):) Ale dziwnie mi bez kontaktów z nią na dłuższą chwilę. Jednostka może funkcjonować z jednym towarzyszem i wcale nie musi znaczyć, że jest nieprzystosowana do życia społecznego lub, że jest nienormalna
No pewnie! Masz rację. Ja zawsze funkcjonuję jako jednostka z jednym towarzyszem i jest mi ok. Na dzień dzisiejszy mam dużo znajomych, ale nie są to bliskie więzi. A przyjaciółkę mam jedną i jest mi tak bardzo dobrze :)
I wcale nie czuję się aspołeczna.
Wolę spędzać wolny czas z nosem w książce, albo z przyjaciółką w domu na oglądaniu fajnych filmów niż biegać po mieście z bandą kumpli :)
Jakie my jesteśmy dziwne Morgano!
Kurcze...A myślałam, że jestem ojcem Pavlito...:P
I to bardzo się cieszę :P:P Erik tez się cieszy mając taką fajną szwagierkę :P:P
Hahaha - ja też chcę trochę Erika... Załóżmy mu taki rodzinny harem xD (wtedy nie będziemy takie aspołeczne :))
Buahahaha xD Tak myślisz? A co to już dwie siostry nie mogą mieć jednego męża? ;)
A jaki Erik byłby zachwycony :P:P Dwie kobiety się bijące o niego i obie go uwielbiające :P
Zaiste, niesamowicie dziwne :P Tak bardzo, że znam gro ludzi o takich samych upodobaniach, w tym siebie. Introwertyzm nie jest niczym nadzwyczajnym ani rzadko spotykanym.
Ja też znam dużo osób, ale widać jest tak bardzo dziwny iż inni uważają go za coś nienormalnego ;P
Jasssne, połowa społeczeństwa jest więc z tego powodu uważana za nienormalną. Jakoś nie zauważyłam.
Introwertyzm =/= aspołeczność czy opieranie swojego życia na zależności od faceta tudzież potencjalnie toksycznego związku, o czym tu była mowa.
Fakt iż ktoś nie ma potrzeb towarzyskich był tu nazwany akurat aspołecznym i moim zdaniem bezpodstawnie.
Zależność od faceta xD Jakieś feministyczne towarzystwo chyba twierdzi iż ktoś komu nie potrzeba rozbudowanego życia towarzyskiego, a jedynie bliskość partnera - jest się od niego zależnym ;) Ja mam stricte XIX wieczne, romantyczne poglądy i nie chcę być wyluzowaną, przedsiębiorczą feministką z milionem znajomych xD To nie dla mnie i wcale nie uważam siebie za aspołeczną ani zależną od kogoś.
No jak facet zamyka cię w lochach, zakazuje kontaktów, i chce, żebyś żyła pod jego dyktando, to jesteś od niego zależna. I tu nie chodzi o moje pragnienia - jeśli ja sama chciałabym się tego wszystkiego wyrzec, to ok. Natomiast sam fakt, że ktoś mógłby żądać, wymagać ode mnie, żebym dla niego zrezygnowała ze swojego szeroko pojętego życia czy towarzystwa, błyskawicznie dyskwalifikuje go w moich oczach i budzi stwierdzenie, że ten związek zdrowy nie byłby. Oraz jesteś zależna ściśle materialnie - jako że jesteś odcięta od świata, nie zarabiasz, pewnego dnia pan i władca się sfoszy i nie da pieniążków i co wtedy?
Zupełny brak potrzeb towarzyskich to jest jak dla mnie aspołeczność. Nie mówię tu o ich niewielkim wymaganiu czy introwertyzmie.
Poza tym radziłabym poczytać o feminizmie, bo on twierdzi zgoła co innego.
Odpowiedziałaś sobie sama na to co próbuję Ci powiedzieć :) On nie musiałby mi tego kazać - zrobiłabym to z własnej woli dla niego. A wówczas sytuacja jest zupełnie inna, bo on mi nie każe - robię to bo chcę. On wówczas inaczej się zachowuje, bo widzi iż nie musi trzymać kogoś siłą, by nie być samemu. Prosty psychologiczny mechanizm. I zero toksycznego związku. ;) Wówczas nieba by mi przychylił bylebym zdania nie zmieniła :)
Ten prosty psychiczny mechanizm by nie zadziałał wobec samotnego, sfrustrowanego psychopaty, którego nigdy nie nauczono empatii ani współżycia z ludźmi. On by cię trzymał obiema rękami i nogami, co chwilę wpadając w paranoję, że odejdziesz. Poza tym, nawet zstępując do lochów z własnej woli oddajesz mu nad sobą emocjonalną, fizyczną i materialną kontrolę. Wątpię czy akurat Erik, przywykły do manipulowania, szantażowania i zastraszania miałby jakiekolwiek opory przed jej użyciem.
Jeśli siedzisz w lochu z zakazem widywania kogokolwiek, nie zarabiając własnych pieniędzy i nie mając nawet nikogo, kto by ci posłużył radą i wsparciem, to tak, jesteś od faceta zależna. Finansowo i emocjonalnie, a nawet i w pewnym sensie fizycznie, bo zaopatrzenie lochu w papu też zależy od Erika, odnoszę wrażenie. No to wyobraź sobie teraz, że twój pan i władca rąbnął focha, obraził się na świat i tylko siedzi i w organy napieprza. Jedzenia nie kupi bo nie, on wszak nie ma potrzeby akurat, jak mu ciśnienie skoczy za mocno, to rozładuje się na pierwszej napotkanej osobie, czyli na tobie, a ty nawet nie możesz sobie pogadać ze swoją przyjaciółką, bo jego wysokość akurat ma fantazję nie wypuszczać cię z lochu wcale. Cudownie, nieprawdaż?
Dla mnie bomba ;) (w końcu jestem trochę nienormalna jak i on więc mi tam to pasuje xD)
A tak na serio. Kto mówi o więzieniu? Gdyby szanowny Erik mieszkał gdzie indziej niż w 'lochu' to nazwałabyś to więzieniem? Bo dla mnie to nie jest więzienie. Poza tym widzę, że chyba nie zagłębiałaś się dostatecznie w osobowość bohatera (która jest narzucona choćby przez styl literacki). Upiór jest dobry i kochający - tylko nie ma komu tego okazać. Gdyby nie musiał desperacko walczyć i skomleć o miłość wtedy żyłabym jak królowa. I wierz mi nawet nie musiałabym go nigdy prosić o pozwolenie.
Nawet gdyby mieszkał w bajkowym pałacu o stu komnatach, sypiał na łabędzich puchach i jadał na złocie, to ten pałac byłby więzieniem dla kobiety poddanej tegoż Erika kontroli. Bo gdybyś się zagłębiła cokolwiek w osobowość Erika, nie widziałabyś w nim Mrocznego Księcia Z Bajki, tylko nieszczęśliwego, zdesperowanego człowieka, nauczonego manipulować, wykorzystywać i kontrolować. Nauczonego, że przemoc, to świetny sposób by utrzymywać ludzi pod kontrolą. A nie nauczonego, na odmianę, co to jest empatia, jak kochać, jak żyć z ludźmi. I sam fakt, że okazałabyś mu miłość w sposób cudowny charakteru by mu nie odmienił. To nie ta bajka.
Ponieważ przyjaciele i znajomi są niezbędni? Taki, wiesz, zewnętrzny krąg wsparcia? Ponieważ pozbawiając się przyjaciół na życzenie faceta od tego faceta się uzalezniasz i stajesz się bardziej bezbronna? Ponieważ w razie, gdyby związek okazał się niezbyt tęczowy, zostajesz sama ze swoimi problemami, bo przyjaciół się pozbyłaś wszakże?
Przyjaciele i znajomi są niezbędni? Co za bzdura. Owszem wsparcie jest przydatne. Jednak posiadanie przyjaciół nie jest obowiązkiem.
Nie jest. Ale znacznie ułatwia życie, dlatego wyrzekanie się ich, zwłaszcza dla cudzego widzimisię jest głupotą. Powtarzam, to jest uzależnianie się od partnera, a to się nigdy nie kończy dobrze.
Wiem. Pracuję z takimi ludźmi. I wiem, że coś takiego jest absolutnym szaleństwem. Dla żadnego faceta bym tego nie zrobiła. Ale gdybym miała taką szansę jak Christine Daae nie zmarnowałabym jej.
Szansę na co? Na poświęcenie życia niestabilnemu człowiekowi? Na bycie, de facto, więźniem jego humorów?