Jaka jest wasza ulubiona scena w Upiorze w Operze? Bo moja to cały utwór Past of point of no return... a szczególnie ta gdy wchodzą oboje po schodach i idąc do siebie na samej górze z tym zapamiętaniem i emocjami... No i biedny Raul ze łzami w oczach, gdy na nich patrzył...
Druga ulubiona scena to chyba ta na dachu opery do piosenki All I Ask of You.
A w sumie to uwielbiam caly musical :)
Wasze ulubione sceny?
Ja z kolei uwielbiam uwerturę, zejście Christine do jaskini Upiora, podróż Christine na cmentarz (wspaniała kolorystyka) a także, według mnie najbardziej dramatyczną i pełną pasji, scenę między Raoulem, Christine i Upiorem w podziemiach, szczegolnie kiedy Chris śpiewa "pittiful creature of darkness..." po prostu rewelacja.
Moje ulubione sceny to ta gdy Christine jest w garderobie po swoim pierwszym występie i upiór śpiewa do niej i pozwala jej się zobaczyć pierwszy raz (Angel of music - the mirror"), zejście Chris do podziemia z upiorem ("the phantom of the opera"), Scena gdy Chistine zdejmuje maskę upiorowi ("i remember/stranger than you dreamt it"), część spektaklu "Don Juan" (the point of no return") i oczywiście scena gdy Christine całuje Upiora a on pozwala uciec jej i Raoulowi ("down once more/track down this murderer"). I jeszcze scena na cmentarzu. I na dachu - wyznanie miłości Chris i Raoula i przysięga zemsty, którą złożył Upiór.
Czyli krótko mówiąc prawie wszystkie sceny z Upiorem.
One ociekają dosłownie zmysłowością,namiętnością i taką silną potrzebą miłości, że aż się płakać chce.
A mi się podobają tak:
Żyrandol idzie do góry , "odrodzenie" Opery
Christine śpiewa "Think of Me"
Christine widzi Upiora w lustrze
Wędrówka do podziemi
Całe "The Music of the Night"
Scema ma schodach,kiedy wszyscy odczytują listy od Upiora
Wyznanie miłości na dachu (Raoul i Christine), Upiór gniecie różę.
Malownicza maskarada, oraz mocne wejście Erika (Why so silent?) - potem wzrok Upiora łagodnieje, gdy patrzy na Christine, do siebie podchodzą,nagle erik zauważa pierścionek na szyi Christine, syczy jej,że,należy do niego i zaraz Eryś znika,wpadając do zapadni.
Madame Giry opowiada Raoulowi o dzieciństwie Upiora.
Scena usunięta (piosenka No one would listen) - gdzie Upiór zwierza się ze swojej samotności,
Cała scena na cmentarzu (Wishing you were somehow here again,Wandering Child, The Swordfight)
The Point of No Return - zwłaszcza,jak oni wchodzą po schodach na mostek, później dopadają do siebie na nim,Raoul beczy, Upiór wyznaje miłość Christine (jeny,jak nie znoszę,kiedy Christine zdjęła mu maskę z peruką), zdemaskowany Erik zwala żyrandol.
Pocałunek Upiora z Christine i zbicie luster ( byłam cała we łzach)
JA MAM DWA ULUBIONE MOMENTY:
1. Kiedy Upiór po podsłuchaniu miłosnego wyznania Christine i Raula
wskakuje na rzeźbę i tak głośno, prawie krzycząc wyśpiewuje "Będziesz
przeklinała dzień w którym nie zrobiłaś wszystkiego o co prosił cię Upiór"
2. Końcówka piosenki "point with no return", kiedy Upiór też głośniej
śpiewa "gdziekolwiek pójdziesz, pozwól iść i mi, Christne, to wszystko o co
proszę" na co ona, głupia, zdejmuje mu maskę...
Uwielbiam też całą piosenkę "music of the night"...
mnie najbardziej podoba sie ta scena gdzie upiór zamyka christine w garderobie ona patrzy w lustro a upiór śpiewa "Look at your face in the mirror -
I am there inside!" i ten jego głos ehh ;P
Moje ulubiony sceny to:
Całe the Point Of No Return, scena gdy Christine widzi pierwszy raz upiora w lustrze, no i pocałunek Christine i upiora
Ale ogółem cały musical jest cudowny <3
" The Point of no Return" zwłaszcza kiedy wchodzą po schodach, "Down once more/track down this murderer" - kiedy Christine śpiewa "This haunted face holds no horror for me now...it's in your soul that the true distortion lies..." i " Pitiful creature of the darkness...What kind of live have you known? God give me courage to show you, you're not alone". Oprócz tego "Music of The night" zwłaszcza ta pełna politowania słodka mina Christine po zdjęciu maski Upiorowi ;) Scena na dachu jest też piękna i scena na cmentarzu, jedna z moich ulubionych piosenek z musicalu "Wishing you were somehow here again".
Najbardziej lubię scenę w podziemiach, kiedy Christine i Upiór śpiewają "Phantom of the opera". Ta piosenka ciągle leci mi po głowie:) Oprócz tego bardzo podoba mi się scena z balu maskowego, jak wykonują ten wspaniały widowiskowy taniec oraz utwór "The Point of no Return" - piękna melodia.
Całe 'Point of no return' i 'Music of the night' i scena na dachu - 'All I ask of you reprise' ;)
Anabell_Lee, kochana mamy nawet te same ulubione sceny! Przy pierwszym oglądaniu Music of the Night nie wywarło na mnie większego wrażenia, ale pierwszy raz w życiu serce mi zamarło w momencie " All I ask of you (reprise)" kiedy on wbiegł na tego gargulca, czy co to za lew jest i wykrzyknął " You will curse the day you did not do
all that the Phantom asked of you!" To był moment mojego zachwytu i przełomu. Potem na Point of no return, ja byłam pewna, że oni będą razem. Płakałam i się śmiałam cała hapi, że oni będą razem. Wściekłam się jak zdarła mu tą maskę. Od tamtego dnia (mówią tu wyłącznie o filmie z 2004 roku, a nie o musicalu) jak obejrzałam film pierwszy raz, po głowie non stop mi chodziło " and the Angel of Music sings songs in my head" wiedziałam, że wpadłam jak śliwka i ten film całkowicie mną zawładnął, skoro nie mogłam przestać o tym myśleć.
Naprawdę jakieś pokrewieństwo dusz... A może bliźniaczki astralne?
O tak ja za pierwszym najbardziej oczarowana byłam point of no return i właśnie końcówką All I ask of you. Kiedy Erik zaczął płakać i gnieść różyczkę sama się popłakałam. A potem ta scena z posągiem. Cudowne!
Ja Christine nienawidzę, za to, że rzuciła tą różyczkę na śnieg. W ogóle od swoich przesłodkich wyznań powinna się powstrzymać, skoro słyszała jego głos nawet tam na górze.
Ja rozumiem, że młodziutka, 16-17 lat, że zasmucona i oczarowana i w ogóle ładnie, pięknie. Ale do diaska, nie oceniajmy młodości dziesczyny porównując do obecnych czasów. Dzisiaj 16 lat to dziecko, ale w XIX wieku, niejednokrotnie 16-o latka była już żoną i matką. Była dorosłą, odpowiedzialną kobietą. Która dopiero nabiera doświadczenia, ale mimo wszystko jest w miare rozsądna. Jeżeli ona będąc tak naiwna i tak emocjonalnie niedojrzała (skoro się wszyscy upierają, że była dzieckiem) to albo Raoul miał skłonności do dzieci albo Christine szukała sponsora, połączonego z obrączką, bo małżeństwo z hrabią dawało jej status i majątek.
A nie pomylił Ci się czasem XIX wiek ze Średniowieczem? Kiedy to dziewczę miało nauczyć się dobrych manier i wejść na salony, jak już było matką, żoną i kochanką?
XIX wiek to nie czas zapyziałego ciemnogrodu, panna w tym wieku niejednokrotnie pobierała nauki i dopiero wchodziła w tak zwaną elitę i dorosłe życie.
Virginia Clemm miała 13 lat gdy poślubiła Edgara Allana Poego, a Poe nie żył w średniowieczu więc nie generalizujmy - może normy były inne, ale nie zawsze. W XXI wieku też zdarzają się śluby z 16 latkami ;)
Akurat małżeństwo Poego z Virginią było skandalem. Kuzyn Edgara słysząc o jego planach małżeńskich, zaoferował nawet, że zaopiekuje się Virginią i zadba o jej edukację, tylko po to, aby odwlec to małżeństwo do czasu, gdy panna młoda będzie we właściwszym wieku. Tak więc to był wyjątek, nie reguła. Poza tym taka szesnastolatka z dobrego domu raczej nie musiała prowadzić gospodarstwa domowego ani wychowywać dzieci osobiście. Od tego był sztab służących, dziećmi zajmowały się niańki, bony i guwernantki, ba, nawet mamki były, jako że karmienie z cyca było zajęciem niegodnym damy. A zatem szesnastoletnia matka i żona wcale nie musiała wykazywać się wielką dojrzałością.
Wiem bo Poe to moja działka ale podałam to jako przykład, że różne rzeczy się zdarzają, a skoro tak pięknie popisujecie się wiedzą historyczną to nie powinnyście zapominać o tym, że mimo przyjętych norm różne rzeczy się zdarzały ;)
No ale to nijak Kryśki nie czyni dojrzałą, ani właściwą osobą by prostować charakter pogiętemu przez życie człowiekowi.
A kto tu mówi o dojrzałości? Można mieć 30 ,40 lat i nie być dojrzałym... A można mieć 12 lat i być dojrzałym emocjonalnie
No ale Krysia nie była dojrzała. Krysia dojrzewanie dopiero zaczęła, przedtem brodząc z głową w chmurach i wierząc w Anioły Muzyki.
A kto mówi, że Krysia była dojrzała? Jak dla mnie ona zatrzymała się w rozwoju w chwili śmierci papy i wciąż była małą dziewczynką... (choć pończoszki zgubiła xD)
Nie... Ja tylko powiedziałam, że nawet w XIX wieku zdarzały się młode zamążpójścia - ja się w innym wątku upieram, że Erik to nie Hannibal Lecter ;)
W okresie, w którym działa się akcja Upiora, czyli drugiej połowie XIX wieku, szesnastoletnie panienki z dobrych domów dopiero debiutowały w towarzystwie na swym pierwszym balu. Panienki ze sfer gorszych bywało, że wychodziły za mąż (bo brzuch), ale nie było to raczej modelem powszechnym i aprobowanym.
Ale Christine była panienką ze sfer gorszych jak to określiłaś. Jej ojciec był bardzo ubogim artystą, po jego śmierci dziewczynka ani nie miała majątku, ani spadku, ani posagu. Fakt, że wyszła za hrabiego to mezalians.
Christine może i panienka z dobrego domu, ale na pewno nie debiutantka na balach i w tańcach. Gdyby nie Raoul i Erik do końca życia byłaby podrzędną tancerką i byle jaką chórzystką. Erik dał jej głos, a Raoul nazwisko i majątek.
To znaczy Christine miała tego pecha, że umarł jej tatuś, czyli jedyne źródło utrzymania i prestiżu. Gdyby Gustave D. nie kopnął w kalendarz to i gustowny mająteczek by się uskładał, i debiut na balu by był, i wianuszek chętnych do mariażu. A ze sfer była całkiem wyższych, tylko zubożała. Poza tym tatuś jako skrzypek światowej sławy ubogim nie był, dzieci byle muzykanta z potomstwem hrabiów się nie bawiły raczej, ubóstwo przyszło dopiero po jego śmierci.
Poza tym Christine miała talent wokalny, który zasługą Upiora nie był. Upiorny przyspieszył jej karierę, terroryzując kolejne dyrekcje opery Populaire, pomógł jej też niewątpliwie opanować właściwą technikę, ale talent Krysi jego zasługą nie był, Erik głosu jej nie dał, tylko mamusia Natura. Całkiem możliwe, że Krycha potrafiłaby się wybić i bez niego.
Jak sie nie mylę ( a głowy nie daję), to było wspomniane gdzieś w oficjalnych źródłach, że byli dość ubodzy. Mogli spokojnie żyć, ale skromnie. Poza tym jedni hrabowie "przyjaźnili" się z innymi hrabiami dla statusu, a było też braku takich, co lubili się z niższą klasą społeczną...Pozwalali dzieciom wzajemnie się bawić, zabierali na pikniki itd. Christine miała głos, ale przeciętny. Nie powiedziałam, że nie miała. Miała jakiś tam talent, ale nie na tyle aby się wybić bez tak wspaniałego nauczyciela jakim był Erik. Nawet jakby Gustav Daae żył, a Christine i Raoul by się nie znali, niewiele by to zmieniło.
Ale Daae senior nie był hrabią, o ile wiem. Co do talentu Krysi, to z g... bicza nie ukręci, a z dziewczyny obdarzonej przeciętnym głosem nawet Erik nie zrobi śpiewaczki, której z rozwartymi gębami słucha cały personel opery.
Nie wkładaj mi słów w usta (lub palce) których nie powiedzialam i nie napisałam. Miała przeciętny głos. I gdyby nie Erik, który jako geniusz muzyczny ze słuchem absolutnym ona pozostała by zwykła dziewczyną z przeciętnym głosem. Erik potrafił dokonywać rzeczy niemożliwych albo niemal niewykonalnych ( nie mam tu na myśli głosu Christine) więc jeśli podjął się jej nauki znaczy - wiedział, że sobie poradzi. Zrobi z przeciętnego głosu wyjątkowy głos. Głos który będzie " służył jego muzyce"
Nie, Gustav Daa nie był hrabią, i nie o nim mówiłam. Raczej o de Chagnych. Mogli należeć do ludzi, którzy utrzymują kontakty z innymi nie tylko dla statusu a ze zwyklej sympatii. Równie dobrze mogli pozwolić bawić się ich synowi z Christine tylko dlatego, że np była jedynym dzieckiem w "sąsiedztwie". Jest też opcja, że wcale nie pozwolili mu się z nią bawić a on się uparł i koniec.
Jak by Ci tu powiedzieć... Głos zależy od budowy aparatu wokalnego i jeśli ta budowa nie umożliwia wydobycie silnego dźwięku, a struny głosowe nie są odpowiednio długie i wysokiego C nijak się wyciągnąć to da, to nawet Upiór nie pomoże. Kryśka miała predyspozycje, Upiór tylko pomógł jej opanować technikę i "tchnął ducha" w jej śpiew.
Tak, predyspozycje miała z tym się zgadzam. Nawet wiem po swoim głosie i bliskiej osoby. Mamy bardzo różne głosy. Ja troszkę...mocniejszy jednak z "większymi" predyspozycjami. Kryśka miała predyspozycje do wyjątkowych umiejętności, ale predyspozycje to nie wszystko. Gdyby nie taki nauczyciel jak Erik miała by swoj przeciętny głos z predyspozycjami, albo dobry głos z umiejętnościami dzięki podrzędnemu nauczycielowi, który nigdy nie nauczyłby jej władania własnym darem na taką skalę.
Nauczyciel jest tylko dodatkiem, pomocną dłonią i technicznym zapleczem. Na tym świecie istnieje gro osób wybitnie uzdolnionych, którym nauczyciele pokazali czerwone światło a mimo to świetnie prosperują na scenie. Przykład z polskiego podwórka Janusz Radek... Facet z 4,5 oktawową skalą głosu, samouk.
Colm Wilkinson bardzo znany aktor musicalowy czy też Alfie Boe... Jak ktoś ma przeciętny głos i brak fizycznych warunków, to może sobie co najwyżej wyciagnąć lekko technikę ale nie zaśpiewa jak Anioł Muzyki :P
Po pierwsze żadnych słów ci nie przypisywałam, nie wiem skąd to wyczytałaś. Po drugie, Erik nie jest cudotwórcą i z dziewczyny o przeciętnym głosie wokalnego zjawiska nie zrobi. Tak się po prostu nie da, techniczna i biologiczna niemożliwość, bo żadna ilość ćwiczeń wokalnych budowy strun głosowych i innych detali anatomicznych niezbędnych do wydobycia z człowieka dobrego dźwięku nie zmieni. Krysia miała talent, miała świetny głos, a Erik nauczył ją jak tego głosu używać. Tylko tyle i aż tyle.
A ja Ci powiem, że mam bardzo przeciętny głos i praktycznie nigdy nie śpiewałam (nie licząc przymusowego chórku w podstawówce). Zawsze podobało mi się śpiewanie, ale jak to oceniła nauczycielka w liceum - nie nadaję się bo mam słaby głos. W ostatniej klasie liceum mój znajomy pracujący w operze wpadł na pomysł (dla żartów) że mnie nauczy śpiewać. W pół roku opanowałam większość i zdałam na studia - na śpiew operowy. Nauczycielka pyta się ile lat uczyłam sie w szkole muzycznej, że mam taki głos...
Śpiewam obecnie operowo i mam skalę głosu mniej więcej Luci Popp...
Cud? :)
No cóż, jakby ci to powiedzieć. Albo twoja nauczycielka z liceum była idiotką z drewnianym słuchem( wiem z doświadczenia, że tacy ludzie istnieją) albo kłamiesz, czego niestety nie możemy zweryfikować. Nie mniej jednak cudów nie ma, albo inaczej. Są ale nie na zawołanie ^^
Nie, odpowiednie predyspozycje fizyczne. Skoro studiujesz śpiew operowy to powinnaś mieć pojęcie o fizjologii śpiewu i wiedzieć, że głos się z powietrza ni z dupy nie bierze i dać go komuś nie można. Musi być fizyczny fundament w postaci odpowiedniej budowy aparatu głosowego.
Wandering child
Notes
Twisted every way
No one would listen
koncowa scena z pozytywka
i klasycznie MOTN ,PONR
MONTR? PONR? Co za nieczułe i pozbawione ciepła skróty. Najpiękniejsze, najbardziej namiętne utwory ściągniete do poziomu bezdusznych skrótów :(
Nie twierdzę, że mniej je lubisz. Powiedziałam tylko, że te skóty są nieczułe, bezduszne, pozbawione ciepła i pasji, a nie że ich nie lubisz.