miałem okazję prezeczytać książkę P.Highsmith, na podstawie której powstał ten film. I muszę przyznać, że Anthony Minghella jest reżyserem, który nie zawodzi oczekiwań tych, którzy czytają książkowe pierwowzory jego filmów. Zarówno Angielski Pacjent, jak i Utalentowany Pan Ripley są adaptacjami mistrzowskimi, oddają bowiem to co chyba w książce jest najważniejsze - specyficzną atmosferę. Służy temu bardzo wyrafinowana forma wizualna i muzyczna.
Minghella wydobył w filmie dramat bohatera, jego tragiczne niezadowolenie z samego siebie i chęć stania się kimś innym, spowodowaną kompleksami z dzieciństwa oraz nieakceptowaniem swojej orientacji seksualnej. Miłość i nienawiść Toma do Dickiego muszą się spleść, bowiem Dickie utożsamia wszystko to, co Tom chciałby mieć i kim chciałby być, a jednocześnie nie odwzajemnia autentycznego podziwu, jakim darzy go Tom. Dickie tak naprawde chce pobawić się Tomem i wyrzucić go kiedy się znudzi. Kiedy Ripley uświadamia to sobie, wyraża niezgodę na taki porządek świata i zabija tego, który chciał wykorzystać swoją przewagę. W ten sposób Tom staje się tragicznym anty-bohaterem, którego co prawda nie pochwalamy, ale którego dramat tak bardzo nas przejmuje. Niestety muszę przyznać, że mój ulubieniec Matt Damon nie do końca unióśł rolę. Jest w niej irytująco poprawny, a powinien być magnetyczny. Za to oklaski należą się aktorom drugoplanowym - Jude Law to idealny Dickie, zaś Gwyneth Paltrow błyszczy jak zwykle.