Niezłe zaskoczenie. Spodziewałem się dobrego filmu, ale nie aż tak dobrego! Po paru eksperymentach z mroczniejszymi obrazami ("Wszystko gra", "Scoop", "Sen Kasandry" - chociaż ten drugi, to bardziej pastisz kryminału), Allen postanowił powrócić do korzeni i przy okazji udało mu się uzyskać sporo świeżości. Z pewnością wielka w tym zasługa słonecznej Hiszpanii w której odbywa się akcja filmu. Dodało to też sporo klimatu rodem z filmów Almodovara, choć zdecydowanie mniej tu perwersji. Mimo to jednak nie porównywałbym "Vicky Cristina Barcelona" aż tak do kina tego najsłynniejszego hiszpańskiego reżysera, gdyż bardziej trafne byłoby porównanie do "2 dni w Paryżu". Co prawda akcja dzieje się w innych miejscach, ale mimo to sposób nakręcenia jest bardzo podobny, tylko, że podany w mniej komediowy sposób. Scenariusz jest na najwyższym poziomie, historia nie nuży nawet przez moment. Dialogi są świetne, na dodatek wymawiane przez wyjątkowo dobrze stworzone postaci. A jak zagrane! Scarlett Johansson z reguły gra podobnie, na szczęście robi to w dobrym stylu i wygląda prześlicznie. Javier Bardem, oczywiście, jak zwykle rewelacyjny, nie gorzej poradziła również sobie Rebecca Hall, również wyjątkowo urodziwa (szkoda tylko, że wytwórnia niesłusznie ją ignoruje przy promocji filmu). Najciekawszą jednak postacią jest ta nagrodzona Oscarem, stworzona przez Penelope Cruz. Zagrała to z niesamowitym hiszpańskim temperamentem, a do tego wygląda tam przecudownie. Ach, jak ja zazdroszczę temu Bardemowi narzeczonej :) Bardzo fajnie stworzono sprzeczki pomiędzy eks-małżeństwem, a wrażenie pozostaje jeszcze większe, gdy się wie, że te sceny były improwizowane przez aktorów. Zagrała to świetnie, aczkolwiek nie wiem czy faktycznie na Oscara. Chociaż z drugiej strony bardziej mi się podobała jej rola od tej Kate Winslet w "Lektorze" (ona powinna dostać za "Drogę do szczęścia"), więc chyba jednak dobrze, że go dostała ;) Oprócz aktorstwa i scenariusza przeogromnym atutem filmu jest samo miejsce akcji. Barcelona i inne hiszpańskie miejscówki wyglądają tutaj jak z bajki i jak będę piękny, zdrowy i bogaty to kupię sobie obowiązkowo tam dom :P Oczywiście spora w tym zasługa Javiera Aguirresarobe, który tworzył zdjęcia. Fajnie, że gdy kamera pokazuje życie Juana Antonio i Marii Eleny, tonacja kolorów jest utrzymana w ciepłej barwie, natomiast gdy oglądamy nudny związek Vicky z jej mężem bucem to traci tę swoją kolorystykę. Mimo jednak wysokiego poziomu zdjęć, zabrakło mi tutaj jednak trochę tej intensywności barw z "Volver". Muzyki za bardzo nie ma, jak już to dwa razy rzępolenie na hiszpańskiej gitarze. Obowiązkowa pozycja dla każdego, najlepszy film Allena jaki widziałem. Istny koncert aktorski, mix Allena z Almodovarem i "Dwoma dniami w Paryżu". 9-/10