Jakoś dziwnie mi się to oglądało. Gorące uczucia po których za chwilę wiatr nawet nie ma popiołów do rozwiania. Precyzyjna narracja, rodem z instrukcji obsługi. I trzy kobiety, które mimo różnic właściwe są takie same. Może nie warto szukać w życiu uczuć, skoro wszystko okazuje się złudą a my sami nie potrafimy powiedzieć czego chcemy? Czyż nie lepsza byłaby buddyjska obojętność i branie rzeczy takimi jakie są w swojej istocie, niż szukanie w innych ludziach naszego odbicia?
Trzeba zauważyć, że ludzie pozornie różniący się od siebie tak naprawdę są tacy sami. Wszyscy dążymy do jednego - do spełnienia w miłości. Chociaż nawet nie wiem jak byś się starał i tak nadal będziesz poszukiwać tego co Ci potrzebne.
Ale czy to właśnie nie jest piękne w życiu, że ciągle szukamy, błądzimy? Czy życie miałoby sens gdybyś wiedział co tak naprawdę chcesz? A nawet gdybyś wiedział to czy to byłoby ekscytujące i ciekawe?
No, jakoś właśnie takie błądzenie i obijanie się o ściany w ciemnościach wcale mnie nie pociąga. Rzecz jasna, to tylko mój mały partykularny punkt widzenia. Choć im dłużej o tym myślę, tym bardziej mam wrażenie, że Woody A. też już ma dość tej gonitwy i zaczyna demaskować pustkę tych "poszukiwań" i "spełnienia" o których piszesz.
Jakoś tak po oglądnięciu tego filmu nijak mi się zrobiło, taki jakiś gniot, nie wzbudził we mnie jakichś skrajnych uczuć poza niesmakiem za swoją pretensjonalność spowodowaną tanią wakacyjną z drugiej strony autodestrucyjną miłością. Co prawda Barca bardzo piękna, gra aktorów też niezła, ale fabuła żal...... możecie ze mną się nie zgadzać ale takie jest moje zdanie