Woody Allen jest jak szwajcarski zegarek. Co roku stara się zyskać nowe grono fanów, wypuszczając do kin swój nowy film. Raz jest to opowieść o fenomenalnym gitarzyście, raz o problemach dwóch braci, którzy starają się je rozwiązać zabijając człowieka, a raz o naturze związków zastanawiając się nad ich kruchością.
Woody Allen nie robi filmów, które można okrzyknąć arcydziełami, albo filmami, które stanowią nowy rozdział w historii kina. On po prostu daje ludziom filmy, które rozluźniają, uspokajają, a przy okazji potrafią rozśmieszyć. Wyjątkiem był chyba Sen Kasandry i chyba właśnie dlatego jest jego najgorszym filmem. Z kolei Vicky Cristina Barcelona, jest filmem, który idealnie spełnia wymienione wyżej kryteria, na dodatek widz, może się nad nim trochę zastanowić. Jak dla mnie sympatyczne kino i za to Allenowi dziękuje.
6/10