Ciekawy zabieg, w którym Vicky przybywa do Barcelony i jest przekonana co do stabilizacji swego życia, a Cristina otwarta na wszelkiego rodzaju doznania, a pod koniec proporcje jakby się odwracają - Cristina sama już nie wie, czego chce i czy swobodne życie jest dla niej, a Vicky zdaje się dusić w małżeńskich więzach.
Sceny z Cruz są najsilniejszym punktem filmu. Moja ulubiona to ta, kiedy Cristina mówi, że uczy się chińskiego, bo to piękny język, a Maria Elena prosi ją, by coś powiedziała po chińsku. Gdy Cristina spełnia jej prośbę, ta na to: "I to ma niby być piękne?" Zasłużony Oscar!