Obejrzałam ten film dopiero teraz. Nie przepadam za Woody'm, ale pomyślałam, że skoro wszyscy są tacy zachwyceni, to może faktycznie coś w nim jest.. Niby jest. Przede wszystkim gra aktorska zakręconej trójki: Penelope Cruz [mistrzostwo! Ameryki nie odkryłam..], Scarlett Johansson i Javier'a Bardem. Film nawet wciągający, niemniej jednak, fabuła jakoś do mnie nie przemawia.. Przez cały seans czekałam, aż okaże się, że może to wszystko było ukartowaną manipulacją, że toxyczny związek Maria Eleny i Juan'a Antonio, to jak Bonnie i Clyde, którzy działają razem i wciągają w swoje intrygi kolejne kobiety.. Czekałam do samego końca, żeby przekonać się, co za tym wszystkim stało i jak to się wyjaśni.. I nic.
To po prostu jakaś kolejna, osobliwa wariacja na temat, szeroko pojętej, 'miłości', czyli kolejna chora wizja tego reżysera... Nie wspominając już o strasznie irytującej kreacji, stworzonej przez Rebeccę Hall, która cały film próbowała odegrać swoją rolę, ale jakoś nie bardzo chyba miała pomysł i niestety przypominała raczej gwiazdkę telenoweli, bez cienia emocji na twarzy.. Konkludując, film przereklamowany i nie wnoszący za wiele do żadnej sfery życia..