W. Allen ma opinie osoby, która kręci filmy o tym samym. Ta opinia ciągnie się za nim po wszystkich filmach nakręconych w Nowym Jorku, które zapewniły mu sławę i ukształtowały jego styl. Przenosiny do Londynu i kilka filmów tam nakręconych nie zmieniły stylu artysty, ale przyniosły utyskiwania, ze strony widzów, którzy zarzucali mu spadek formy i wypalenie. Szczerze mówiąc też byłem nieco zniechęcony ostatnimi dziełami reżysera i nie spodziewałem się niczego wielkiego po przeprowadzce do Barcelony. Zestawienie Allena i Barcelony po prostu do mnie nie przemawiało.
Niespodzianka! Film jest dobry. Przede wszystkim ma ikrę, rześkość, płynność. Allen opowiedział ciekawą historię i zrobił to inaczej niż do tego wszystkich przyzwyczaił. Nie ma zabawnych ripost, leżanki psychoanalityka, schizofrenicznych bohaterów-inteligentów. Postacie są żywe, naturalne. Ich problemy zwyczajne i codzienne. Barcelona stanowi tylko tło dla akcji, ale odegrała chyba ważną rolę - dała Allenowi natchnienie, żeby opowiedzieć historię inaczej, napełnić ją hiszpańskim temperamentem i pasją.
Słowem dobry kawał kina.