Jakiś czas temu robił świetne, cięte komedie, gdzie wyśmiewał wszystko i wszystkich (nawet siebie, swoje pochodzenie) i nagle przestawił się na płytkie filmy dla niespełnionych kobiet, które można obejrzeć w przelocie czekając na samolot. Nawet nie chodzi o to, że tu brak jakiejś głębszej treści, drugiego dna itp, ale te tzw. komedie w ogóle nie śmieszą, brak nawet w miarę wciągającej fabuły. Film obejrzałem i zapomniałem. Poza kilkoma ładnymi ujęciami i kobietami nic ciekawego. Zastanawiam się co się zmieniło, że Allen przestawił się na takie filmy. Chyba po prostu zwąchał zapotrzebowanie na takie kino, a swoje ambicje schował w kieszeń. Szkoda!
To nie jest już komedia, a proste przekazanie Allenowskiej artystycznej duszy. Allen jasno przedstawia swój światopogląd i tworzy pewnego rodzaju artystyczny testament, który będzie zawierał wszystkie jego wizje.