PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=405077}
7,0 200 tys. ocen
7,0 10 1 200473
6,5 69 krytyków
Vicky Cristina Barcelona
powrót do forum filmu Vicky Cristina Barcelona

ZA CO TEN OSCAR???...

użytkownik usunięty

...Obejrzałem ten filmik z zamiarem ocenienia roli P.Cruz,chciałem się dowiedzieć za co dostała tego złotego chłopka no i ... się nie dowiedziałem.Filmik taki sobie.Wydaje mi się że gdyby nie to że zrobił go sławny reżyser prawdopodobnie nikt nie zwrócił by na niego uwagi...

ocenił(a) film na 6

Dziwne,bo ja uwazam ze to właśnie Penelope baaardzo ratuje ten film. Co do reszty poniekąd się zgadzam.Pozdrawiam

ocenił(a) film na 4
nnnn

Tez uwazam, ze Penelope ratuje ten kiepski film.

Nie potrafię tak ładnie pisać o rolach, więc przytoczę wypowiedź specjalisty od ról drugoplanowych z odpowiedzią, "Za co ten Oscar?". Mam nadzieję, że znasz angielski.
Moim zdaniem Penelope razem z niepozorną piosenką "Barcelona" ratują ten głupiutki film ;)

Penélope Cruz plays Maria Elena, the wildly temperamental ex of the man standing at center for most of the shifting series of love triangles shaping the dramatic action of Woody Allen's curious romantic shell-game of a film.
Arriving to the film at its midpoint, Cruz's Maria Elena adds a startling jolt of instability to the experiments in sexual chemistry undertaken by Javier Bardem, Scarlett Johansson and Rebecca Hall (each of whom delivers an appealing, if unenlightening, performance).
Perhaps most essentially, Cruz's Maria Elena speaks what she sees to be the truth with an unabashed, unworried frankness.
Where Hall's Vicky and Johansson's Cristina struggle with "how to say" what they're thinking or feeling, Cruz's Maria Elena just spits her feelings right out there -- whether people want to hear them or not. And, throughout, Cruz handles Maria Elena's impassioned certitude with an appealing verve.
The actress's formidable beauty and charisma meld with Maria Elena's intimidating frankness and erratic instability to create an immediately palpable, instantly unforgettable character.
In this way, Cruz's Maria Elena is, like so many of Woody Allen's supporting actresses, a muse (albeit of an uncertain sort)...a dangerous crucible bringing with her the possibility of fundamental transformation for the protagonist/s.
On the one hand, Cruz's Maria Elena inspires the characters around her to make the art they are uniquely capable of creating. Here, Maria Elena even inspires Johansson's insipidly languorous Cristina to become a photographer, with Maria Elena serving has her most inspiring subject and most exacting tutor.
On the other hand, Cruz's Maria Elena challenges the characters around her to express their love and their sexuality in whatever ways make sense to them, defying conventional morality and respectability as necessary. Here, Maria Elena's more manic aspects dissolve into the radiant glow of love as she, Cristina and Juan Antonio commence an improbably harmonious -- but apparently grand -- threesome.
Indeed, the film revels in Cruz's Maria Elena as a mysteriously alchemical presence capable of transforming those around her. For it is through the crucible of her truth-telling passion that what might have been a love triangle -- complete with dangerously sharp edges -- becomes a comforting and sustaining circle of love.
This magic does not last, largely because of Johansson's inability to trust Maria Elena's transformative embrace. (The stubborn algebra of Allen's romantic calculus positions Spaniards as the variable of "passion" with Americans as the variable of "ego," with passion making the possibilities less predictable but infinitely more vast and with ego reducing possibilities to a finite set of predictable outcomes. It's a glib equation, rife with received cultural biases, yet it seals the boundaries of Allen's necessarily hermetic cinematic world.)
Yet Cristina's disavowal of their relationship -- their opus of erotic creativity -- sends Cruz's Maria Elena right over the edge, and Cruz's Maria Elena becomes once again a goddess scorned, left to rage at the stupidity and short-sightedness of these silly mortals.
Cruz's handling of Maria Elena's spiral into near psychotic fury is brilliantly human and completely hilarious. In this scene, Cruz masterfully maneuvers the Spanish and English of her dialogue to deliver laugh lines with ease while also anchoring the entire scene in Maria Elena's genuine pain. The masterstroke in this sequence derives from Cruz's loose transition among Maria Elena's rage, her vulnerability, and her deep deep pain at the loss of their most beautiful creation. In this scene, we become less scared of Cruz's Maria Elena even as we become ever more frightened for her.
It's really hard thing to do -- to shift the ways an audience feels about a character while doing basically the same things the character has been doing all along -- yet it's a transition that Cruz effects almost imperceptibly.
Penélope Cruz's performance as the "force of nature" Maria Elena is heartbreaking, hilarious and (most astonishingly, given how thinly the character is written) legibly human. Like most of Woody Allen's greatest actresses at the edges, Cruz takes the broad strokes of her character as written and provides startlingly humorous, humane texture. It's a great test for any actress -- to make one of Allen's plot device ladies real -- and, here, Penélope Cruz passes that test...masterfully, bilingually, beautifully.

ocenił(a) film na 8
Howler

zgadzam się, film jest dosyc dobry. ale najlepsza Penelope i piosenka "barcelona". klimat hiszpanii też jest cudowny.

ocenił(a) film na 6
afortunadamente

Plenery cudowne.Tytułowa piosenka bardzo ładna ale przygrywanie na gitarze o niebo lepsze.

Jednakże zgadzam się z zakładającym post,za co ten oscar.Strasznie mnie irytuje jak aktor dostaje oscara za "paranoję i krzyki" albo za całkowite rozebranie się przed kamerami,jeśli wiecie o kim mówię.Na takie nagrody chyba bardziej zasługuje taka gra aktorska jak choćby u Meryl w Wątpliwości.Jej mrugnięcie okiem czy jakaś powściągliwa mina wywołuje powinno wywoływać większy zachwyt niż tanie i proste wyładowywanie się na mężu za zdradę.
Jeśli dobrze kojarzę to sama Scarlett potrafi popaść w niezłą histerię bez powodu i wychodzi jej to lepiej niż kobiecie której ciemne włosy i typowe rysy twarzy wskazywać by miały na stereotypowy mszczący-się-na-byłych-mężach hiszpański temperament.Bardzo tu wszystko upraszczam ale nie cierpię takich stereotypów,jak wszystko jest takie jednoznaczne,że artyści są tacy popaprani,że ciągle żyją w wolnych związkach,że "południowe" kobiety to temperamentne histeryczki,że turystki pragną romansu w obcych krajach.Wybaczcie uogólnianie.

Bardziej przypadły mi do gustu inne bardziej pogmatwane thrillerowskie dzieła Allena.

ocenił(a) film na 7
lenka

lubie penelope ale ta rola to cos strasznego, dla mnie sceny z jej udzialem byly mdle i sztuczne jakies takie wyuczone, niezgrabne. cruz zwiodla na calej lini, ale dla porownania dajmy chocby przyklad ,,elegi,, gdzie byla niesamowita. to dobra aktorka, ale w tej roli kompletnie sie nie sprawdzila i tyle. oczywiscie pisze o moich odczuciach, kazdy moze miec swoje zdanie na ten temat. chcialbym sie rowniez odniesc do wczesniejszych postow gdzie zostaly przytaczone opinie krytykow, nie robi to na mnie zadnego wrazenia, jest cala masa filmow na ktorych krytycy i akademie filmowe nie zostawiaja suchej nitki a to naprawde udane produkcje. dziala to oczywiscie w dwie strony "Slumdog. Milioner z ulicy" to dosyc mierny film a otrzymuje statuetkie.

lenka

Zauważ, że ten film nieco wyśmiewa stereotypy. Bohaterka Scarlett - artystka, która nie może się wyrazić, szuka sposobu, aby przekazać siebie, choć właściwie nie wie, co to ma być. Jak zabawnie skwitował narrator coś w stylu, że uciekła przed konsumpcyjną kulturą amerykańską, żeby się odnaleźć w szeroko myślącej Europie. Czy to nie jest wykpieniem stereotypów? Dodatkowo podjęcie nauki(?) chińskiego. Dobrze rozegrała scenę Penelopę udowadniając, że jej działanie jest bezsensowne. Niestety Scarlett nie poradziła sobie z tą rolą. Nie przekonała mnie w żadnej scenie. Gdyby byłby zauważalny większy dystans do tej postaci, to ironia, o której pisałam byłaby bardziej zauważalna.
Kolejne stereotypy: rozpustne życie artysty w dostatku i domu wypełnionym gustownymi rzeczami, histeria Eleny.
Wyśmianie tych poglądów poprzez to, że są nierealistyczne, ponieważ bohaterka grana przez Scarlett nie może się w nich odnaleźć, musi opuścić dom malarza.

ocenił(a) film na 6
jestem_piatym_elementem

Dobrze powiedziane.Nieco.Oczywiście że wyśmiewa ale tak jakby za mało.Za mdło.Za lekko,takie są moje odczucia.Wciąż się zastanawiam jak ocenić ten film,im więcej czasu upływa odkąd go obejrzałam tym bardziej o nim zapominam,nie przemówił do mnie,nie zajmuje moich myśli.

Z tym wyśmiewaniem poglądów że są nierealistyczne akurat się nie zgodzę.Nie wiem co w tym takiego nierealistycznego.Z niczego się to w końcu nie urodziło.Tak jak z tymi bogatymi artystami.To żaden stereotyp,wszystkich "artystów" jakich znam,zajmujących się sztuką,muzyką czy poezją na "poważnie", bogatych czy tych mniej zamożnych, łączy zamiłowanie do gustownych rzeczy.I coraz częściej drogich gustownych rzeczy.
A Scarlett, z której dążenia do niespełnionej nieskończoności naśmiewa się narrator i mąż przyjaciółki, wreszcie pojmuje czego nie chce już doświadczać.Może nie wie jeszcze czego chce, jaką drogę obrać, jak się określić, jak pokazać ale przynajmniej dociera do niej czego nie chce już dalej przedłużać.Nie potrafi się odnaleźć w tamtej sytuacji, czuje że to chyba nie jej bajka ale może taka już jest, nieokreślona.Niezdecydowana.
Co do gry Scarlett to faktycznie nie poraża,wiem że stać ją na więcej.

ocenił(a) film na 7

W VCB Penelope pokazuje cały swój talent (zresztą tak jak i w prawie każdym hiszpańskojęzycznym filmie).
Penelope zagrała świetnie, z pasją, temperamentem, uczuciem.

ocenił(a) film na 7

ha, nie tylko widzowie, ale i jak widać Szacowna Akademia lubi kreacje sfiksowane. Niezrównoważone znaczy się, wulkany energii. No i Penelope wygląda po prostu ślicznie.

Jestem skłonny przyznać, że kradnie show jak tylko pojawi się na ekranie, kłopot w tym że film na jej pojawieniu się... traci. Jak do jej pierwszej sceny jest to fajny obrazek na ciągły ironiczny uśmiech pod nosem, to potem większość komizmu zostaje sprowadzona do: "mów po angielsku". A, jest jeszcze jeden udany dowcip - widzieliście na czym polegało "malowanie"? I może jeszcze autoironiczny komentarz WA "wziąłem od niej więcej niż jestem skłonny przyznać". Allen nie potrafił tego filmu skończyć, choć w sumie pewnie o to chodziło. Niech emocje dalej buzują i nikt się nie zmienia.

divino

przed obejrzeniem "vicky..." widzialem "elegie" roznicy nie zauwazylem, ona jest najgorszym typem aktorki ktora dostaje do gry tylko i wylacznie te same role, do ktorych wnosi minimum..
latynoska troche wariatka.tyle. juz wiecej wnioslaby w ta role rownie latynoska salma hayek..

ocenił(a) film na 7
Dreaven1

Filmik lekki,calkiem przyjemnie się oglądało,penelope nie zachwyciła choć wypadła najlepiej w tym filmie lecz
jesli chodzi o oscara hmm sam niewiem,jakoś zbyt mało było jej w tym filmie,kilka atakow histerii to moim
zdaniem za mało.