Woody się nudził więc zrobił film. Ja się nie nudziłam, ale poszłam do kina, bo lubię. Okazało się, że jedynie po to, żeby podzielić nudę Woody`ego. Że Woody zrobił film, to nic dziwnego, w końcu to jego zawód, ale zazwyczaj wykonuje go profesjonalnie. Zaś tu...Trzy świetne aktorki, jeden (ponoć) bardzo przystojny aktor, ale jakby proszku do pieczenia zabrakło i zakalec, zamiast tortu z wisienką. Irytujący narrator. Drrrrramatyczna scena, w której Penelope i Javier grający malarzy z ogniem i pasją obrazują, jak się maluje prrrrawdziwe obrazy. Hiszpańszczyzna rodem z operetki. I nikt mnie raczej nie przekona, że to pół żartem, pół serio, ole!
No i wlasnie na tym polega geniusz Woody'ego! Albo sie go uwielbia=jest sie tak samo pokreconym co on, albo ma sie inne spojrzenie na swiat. Ty sie zaliczasz do tych drugich i nie zrozumialas przeslania filmu. mysle,ze wszytkie zdobyte nagrody i nominacje nie moga byc przypadkowe.
btw. tak Javier jest seksowny! 5!
Chère rue_cambon, uwielbianie kogoś, czy docenianie, nie wyklucza krytycznego nań spojrzenia, wręcz przeciwnie. Gdy ktoś mnie przyzwyczaja latami do mistrzostwa świata w absurdalnym poczuciu humoru, inteligencji w postrzeganiu świata i dowcipnej autoironii oraz do dystansu, z którego zawsze widać trochę lepiej, to trudno mi zrozumieć, dlaczego pozwala sobie nagle na taką degrengoladę. Obejrzyj sobie np takie jego filmy, jak "Mężowie i żony", "Purpurowa róża z Kairu", "Zelig", to zrozumiesz, dlaczego jestem rozczarowana. On to już wszystko zrobił wcześniej, ale lepiej! Penelope Cruz, acz wspaniała, nie zasłoni sobą wszystkich braków.
Jeśli chodzi o moje spojrzenie na świat, to chyba jeszcze niewiele o nim wiesz, ale chętnie dowiem się od Ciebie, jakie było przesłanie tego filmu. Obiecuję, że przemyślę. Póki co, nie dałaś mi żadnego materiału do refleksji na temat tego filmu.
Co do nagród i nominacji, hmmm, argument najsłabszy, żeby nie powiedzieć wręcz - cieniutki. Skomentuję to przysłowiem: "nie wszystko złoto..." - ciąg dalszy na pewno sama znasz.
Javier Bardem się podobać może albo nie - absolutnie nie mam nic przeciwko niemu, ani jego urodzie. Że "seksowny" jest, używając Twojego języka, to trochę przyznam za mało, jak na argument na obronę niedonoszonego dzieła wielkiego reżysera. Cóż, prawdopodobnie on n`a pas les memes valeurs...
Nie będę powtarzał, więc dodam tylko, że w pełni się zgadzam. "Nowy" Allen to prawdziwy artystyczny armageddon. Ten niezwykle sympatyczny człowiek i przy tym sprawny niegdyś reżyser od dobrych paru filmów dąży konsekwentnie do zrujnowania swojej w pełni zasłużonej opinii. Przykro oglądać takie filmy jak "Vicky...". Filmy o niczym (bo jedyna możliwa interpretacja tego obrazu to film o głupocie ludzkiej - zwłaszcza kobiecej? Do tak żenujących przemyśleń Allen chyba jeszcze nie doszedł). Broni go jedynie uśmiech Scarlett Johansson.
Znamienny jest fakt, że osoby, którym film się podobał nie są w stanie wskazać jego zalet. Najczęściej w ich zagmatwanych wyliczankach powtarza się "nooo ładne widoko, Barcelona jest piękna! Ten klimat", "to jest film o życiu, emocjach" albo nieśmiertelne "to, że nie zrozumiałeś, nie znaczy, że film jest słaby".
Przyznam szczerze, że obejrzenie w całości "Vicky Christina Barcelona" było dla mnie prawdziwą drogą przez mękę. Dotrwałem jednak do końca licząc, że Allen być może jakoś wynagrodzi mi tę męczarnię - niestety rozczarowałem się.
2/10, naprawdę OGROMNA dezaprobata dla takiego, co tu mówić, głupiego i pustego kina. Zwłaszcza, gdy kręci jest reżyser mający dorobek taki, jak Woody Allen.
Moim zdaniem film także był średni i raczej nie był komedia a groteską jeśli można tak odnieść się do filmu. Zastanawiałem się na końcu czy czasem oni wszyscy z ojcem hiszpana nie skonczą w jakimś 6-7 kącie bo na to sie zapowiadało:P. Pozdrawiam
a mnie się film bardzo podobał. cudownie wręcz ;) ale może dlatego, że ja nie przepadam za bardzo za Woodym Allenem, moze stare filmy jeszcze były dobre, ale te nowe to coraz gorzej. Co Was kręci, co Was podnieca to dla mnie totalny gniot, którego ostatnie 20 minut popychałam na DVD do przodu, aby końcówki się dowiedzieć ;)
A dlaczego podobał mi się V,Ch,B? No nie wiem, może dlatego, ze przez obecność w nim Penelope Cruz oraz Javiera Bardem, a nade wszystko Barcelony, film ten był bardziej Almodovarowski niż Allenowski? Nieskrępowanie w uczuciu PC, JB oraz SJ była taka czysta ;) bezpośrednia, pozbawiona ironii, której tak bronią wszyscy fani Allena. Jak dla mnie w miłości nie ma miejsca na ironię. I dlatego mnie się film podobał. Takie są moje powody ;)
Chciałaś dowiedziec się jakie przesłanie niesie film zdaniem osób które się nim zachwycają, więc proszę :
nie próbując nikomu umniejszac, może to kwiestia różnic w światopoglądzie, może film zauroczył mnie z powodu wielkiego podobieństwa z główną bochaterką - Cristiną, bardzo jednak zastanawia mnie, jak można niedostrzegac przesłania tego filmu.
Czy tylko ja odebrałam go jako (pierwszy plan) barwną opowiesc o młodej kobiecie która sama nie wie czego pragnie ?
Czy jest to odbiciem tylko mojej rzeczywistosci? Byc moze moja ocena nie będzie równie obiektywna, ponieważ nie mogę odnieśc sie do innych filmów Allena, ale oceniając go indywidualnie, był po prostu z życia wzięty, bynajmniej mojego.
W ciekawy sposób opowiada o rozterkach młodej dziewczyny która jest zagubiona, nie wie bowiem czego chce ,
"wie tylko czego nie chce" i tak próbuje wszystkiego by módz odnalezc siebie i odgadnac swoje pragnienia.
To historia poszukiwań samej siebie pośród pięknych uliczek barcelony i poszukiwań miłości.
To się tyczy historii pierwszoplanowej , historii Cristiny.
Nieco na boczny tor, zepchnięty jest równie piękny obraz przedstawiający miłosc trudną, nieidealną, pełną defektów i `zgrzytów` , mówiąc dosc kolokwialnie. Miłości wielkiej i prawdziwej, jednak nieszczęśliwej, bowiem połączenie dwóch tak silnych i wybuchowych temperamentów nie może się udac. Jednak jak powiedziala Maria Elena `tylko niespełniona miłosc jest romantyczna` - film oglądałam dosc dawno temu wiec nie potrafie odtworzyc słowo w słowo tych jakże życiowych aforyzmów. Trzecioplanowa historia również opowiada o miłosci, a raczej o strachu przed nią, przed nadłożeniem miłości ponad bezpieczeństwo, ponad wszystko co stałe, i przewidywalne. Vicky niestety była zbyt `zaprogramowana` na dzisiejsze banalne życie, by rzucic sięw wir emocji , bała się zaszalec.
W ten sposób, moim zdaniem, poprzez te trzy historie które łączy jeden mężczyzna Allen próbuje dac nam kilka wartosciowych lekcji o miłosci, trudnej i wymagającej , o tym że wymaga ona poświęceń. Każda z historii uczy nas czegos innego.
Może ktos kto nie doświadczył czegos podobnego nie potrafi tego dojrzec w filmie, i widzi tylko nudną historie czworga kochanków, a moze to przez to że Allen chciał przez te , bodajże półtoryj godziny za dużo pokazac, dla mnie ma on jednak większe znaczenie.
Dodatkowym plusem jest piękna sceneneria i muzyka która do teraz siedzi mi w głowie -.-.