allen zupełnie nie taki, jak z lat 80. czy 90. - nadal ironizuje (narrator brzmi tak, jakby na serio recytował latynoskie telenowele), nadal bawi się urokiem Scarlett. ale ogląda się go nieomal jak Almodovara w miniaturze - może bez tych emocji, ale pięknie, estetycznie, namiętnie (sic!). no i Javier jest tu MEGAciechem - a Penelopa.. no cóż, powiem tylko, że bije Scarlett na głowę;) 8/10 - pozytywne zaskoczenie, dużo dużo przyjemniejsze, niż ponury Sen Kassandry czy poważny Match point.
Rozkoszny- to słowo jest kwintesencją nowego filmu Allena.
Pomijam fakt świetnej obsady aktorskiej. Wiedziałam, że nie zawiodę się na Cruz, Johannson i Bardemie. Nigdy nie zawiedli. Obawiałam się troszkę scenariusza. Sen Kasandry mnie rozczarował, pomimo iż był dobrą historią, jednak powielającą schematy. A tutaj coś nowego, wspaniały klimat Barcelony, okraszony idealną muzyką, a wszystko w konwencji uwielbianego przeze mnie allenowskiego stylu narracji. Hmmm... majstersztyk.