To obskurne francuskie exploitation, dokładniej rapesploitation (bo cieżko
nazwać to r&r) jest antologią gwałtów, spiętą dość nietypową klamrą. Otóż w
filmie grupa dziennikarzy ma zadnie przygotować materiał o tematyce
gwałtów, dramacie ofiar i stosunku społeczeństwa do nich. Po takim oto
moralizatorskim płaszczykiem kryje się zwykłe exploitation. Jakby traktować to
jako poważny komentarz społeczny, to można by się załamać. Bo film robi z co
drugiego faceta (w tym sędziego) kompletnego barbarzyńcę, który pochwala
gwałcenie kobiet. Jednak filmu zwyczajnie nie da się traktować poważnie, bo
jest pełen dziur i głupot. Dla przykładu gość mówi szefowi, że słyszał o jakimś
gwałcie w Chile (a może to było Peru? Whatever). Przełożony mówi "ok, to leć
do Chile robić materiał (tak, jakby we Francji brakło gwałtów). Potem mamy
zupełnie od czapy scenkę kobiety gwałconej w więzieniu przez dwóch
strażników. Czy dziennikarz to niby widział? Kręcił? Słyszał o tym od kogoś?
(bankowo nie od ofiary)... nie wiadomo. Całość jest raczej brzydka i
nieprzyjemna w odbiorze, choć same gwałty jakiegoś wielkiego wrażenia ni
robią. Najfajniejsza jest ta historyjka, w której pojawia się zemsta (po to
ogląda się takie filmy), ale i ona nie robi zbyt dużego wrażenia. Tylko dla
fanów tematyki.