„Władca Iluzji” to chyba najsłabszy film Liverpoolczyka, ale to tylko dlatego, że konkurencja silna. Mimo to mam miłe wspomnienia tego filmu. Jak to z Barkerem bywa historia bardzo oryginalna, dobra jest też muzyka, a kilka scen zostało tak nakręconych, aby miały spore szanse na zapadanie w pamięci widza, czyli coś jak „Hellraiser”. (Po trzęsieniu ziemi na początku) Film zaczyna się jak kino detektywistyczne i przeradza się dosyć szybko w rasowy horror o sekcie i ich upiornym guru. „Władca iluzji” trwa 2h i niestety w środku ma kilka przestojów. Na szczęście w ostatnich 20 minutach Barker wrzuca piąty bieg, co prowadzi do emocjonującego finału. Należy zwrócić uwagę na aktora odtwarzającego postać Nixa. Dla kolesia zostawiono najlepsze teksty w filmie, a swoją mimiką i tonem głosu tworzy prawdziwie charyzmatycznego złego, z którym można sympatyzować (coś jak Pinhead w „Hellraiserze”). Co lepsze nie wiemy do końca kim on jest, także macie szansę sobie dopowiedzieć. Do tego dochodzą lasujące mózg efekty specjalne, które jak na b-klasowy horrorek są wprost oszałamiające, a w szczególności niektóre CGI (i pomyśleć, że to rok pański 1995). Co za tym idzie cieszą krwawe scenki, których jest odpowiednio dużo. Denerwuje kilka naiwnych rozwiązań w fabule, tak jak nagły wzrost zainteresowania detektywa sprawą sekty, czy pożal się Boże lot gł. bohatera, którym SPOJLER spycha Nixa w czeluści piekielne. Po prostu – przyzwoity horror lat 90-tych spod ręki pisarza, który ma szczypte talentu do przelewania swych powiastek na filmową kliszę – 7/10