W końcu, W KOŃCU obejrzałem pełnometrażowy debiut Tarantino! Pełne wydanie DVD jest w Polsce białym krukiem i znalezienie go za mniej niż 60 zł graniczy z cudem. Na szczęście Gazeta Wyborcza była na tyle wspaniałomyślna, że postanowiła go dać w dodatkach za bagatela 8 zł, co, jak się domyślacie, małego Faustusia bardzo ucieszyło :P Pierwsze co się rzuca w oczy to, że "Wściekłe psy" przekazują minimum akcji, a maksimum treści. Np. ważny dla fabuły filmu napad na bank nie jest w ogóle tutaj pokazany, co jest małym pstryczkiem w nos (łotewer...) Hollywood. Trochę podobny patent jest w "No Country for Old Men". Faktem też jest to, że obok "Jackie Brown" Tarantino nie nakręcił filmu, który byłby skoncentrowany tylko i wyłącznie na dialogach (mimo, że są one znakiem rozpoznawczym reżysera). I nawet dobrze, bo scenariusz jest bezbłędnie napisany, intryga jest tak skonstruowana, żeby każdy mógł się okazać policyjnym "wtyką". Swoją drogą jest tutaj, jak na tego reżysera, mało prześmiewczych dialogów. Owszem, początkowa scena o "Like a Virgin" Madonny i płaceniu napiwków jest rewelacyjna, ale reszta produkcji jest jak najbardziej "na serio". Znalazło się miejsce na kilka genialnych scen, jak chociażby właśnie początkowa scena, ucieczka samochodem z umierającym Mr. Orange, motyw torturowania policjanta czy kłócenie się o nadawanie ksyw. Warto zwrócić uwagę na odbiegające od schematu zdjęcia Andrzeja Sekuły. Jednakże mimo tego, że "Wściekłe psy" to świetny film, to Tarantino osiągnął mistrzowski poziom nie przy swym debiucie, ale podczas kręcenia "Pulp Fiction", "Kill Billa" czy "Death Proof", dlatego też nie dostanie ode mnie "dziewiątki". W ogóle wstyd, że nie wspomniałem jeszcze o obsadzie, bo ta jest fenomenalna. Mimo niskiego budżetu znalazło się tu miejsce na kilka dużych nazwisk, jak Harvey Keitel, jak zwykle świetni Steve Buscemi i Tim Roth oraz mój ulubiony Michael Madsen,w roli psychopatycznego mordercy. Jeśli chodzi o muzykę to Tarantino zawsze miał nosa do wybieranych kawałków i tutaj również pasują jak ulał (jeden motyw jest powtórzony w pierwszej części "Kill Billa"). Cieszę się niesamowicie, że udało mi się w końcu obejrzeć ten film i mam nadzieję, że również wam się uda ;) 8/10, bo mimo wszystko bardziej mi się podobały jego późniejsze produkcje.