hmm...
Naprawdę nie rozumiem czemu ten film jest tak popularny. Uważacie go najczęściej za drugi najlepszy film Tarantino. Ja jestem wielkim fanem jego twórczości ale naprawdę uważam, że jest słaby. Podobał mi się nawet Death Proof po którym wszyscy jadą. Ale ten jest nudny. Wprawdzie w kazdym z filmów Tarantino są przydługie sceny ale nigdy mi nie przeszkadzały. Nastawiłem się na arcydzieło, skoro to jeden z jego najlepszych filmów, z których do tej pory wszystkie mi się podobały a tu dupa.
:( jak dla mnie 5/10
ja też jak pierwszy raz obejrzałem Wściekłe Psy to mi nie przypadły do gustu. Po roku kupiłem ten film z Gazetą Wyborczą, obejrzałem kilka razy i ocenę 6/10 podniosłem do 9/10.
Mam podobne odczucia, jak autor tematu. Dosyć lubię Tarantino. "Pulp Fiction" to naprawdę oryginalny i dobry film. "Cztery pokoje" również świetne, choć nierówne. "Kill Bill" jakoś tam ujdzie. Nastawiałem się na film, powiedzmy, odrobinę gorszy od "Pulp Fiction". Srodze się zawiodłem i szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, bo bardzo cenię Steve'a Buscemi, Tima Rotha, lubię Keitela i Madsena. Zagrali zresztą w tym filmie nieźle i to trzeba zaliczyć na plus. Ale całości nie uratowali. Poza kilkoma śmiesznymi tekstami i sytuacjami, film wydał mi się po prostu nudny.
Fabuła była nieco zawiła i czuć było czasem ten charakterystyczny czarny humor Tarantino, ale to wszystko jest jakby całkiem niedojrzałe, wręcz prostackie. Niektóre dialogi były wręcz tak prostackie, że aż zastanawiałem się, czy to aby nie parodia lub nieoczekiwane nawiązanie do filmów akcji klasy C. Jeśli nawet, to zabieg ten nie tłumaczy się sam przez się i wzbudził we mnie kilkukrotnie uczucie zażenowania.
"Wściekłe psy" wyrosły ponoć z pomysłu na krótkometrażowy filmik. Cóż, moim zdaniem, to byłoby dobre, ale jako coś na 45 minut, czyli ani nie pełny metraż, ani nie krótki. A tak niektóre sceny się dłużyły niemiłosiernie, nie wprowadzając żadnego suspensu, żadnego napięcia. Inna rzecz, do której bym się przyczepił to momenty, które chyba w zamyśle miały być swoistymi zwrotami akcji, nieoczekiwanymi zajściami (np. zastrzelenie Madsena tuż przed podpaleniem, albo wyjawienie przez Rotha, że był gliną). Dla mnie były dość przewidywalne - podejrzewałem, że tak może być, nie zaskoczyło mnie to. To samo z zakończeniem. Tutaj łączą się jakby te dwa ww. zastrzeżenia - było raczej przewidywalne (a na pewno nie zaskakujące), że to się tak skończy. I przez to brak było tu napięcia.
Podsumowując, w sumie był to film poniżej moich oczekiwań, a więc wypadałoby dać 4/10. Ale dam 3/10, bo był POWAŻNIE poniżej oczekiwań. Nie był tragiczny, denny, fatalny. Ale był słaby. Nędzne preludium, taka niedojrzała próba przed czymś rzeczywiście bardzo dobrym, czyli "Pulp Fiction". Tak przynajmniej ja to widzę.
No zgadzam się z jednym małym zastrzeżeniem, aktorstwo w tym filmie było fatalne. Jedynie Keitel jakoś dawał radę, ale chociażby Roth - klapa. 2 razy zaczynałem oglądać i nie mogłem wytrzymac początku, jak się drze w samochodzie.
fatalne aktorstwo, dialogi, parodia filmów klasy C ???????????????? Zresztą nie warto z wami dyskutować bo wy chyba jakiś inny film oglądaliście że piszecie takie farmazony.
"Ja jestem wielkim fanem jego twórczości ale naprawdę uważam, że jest słaby."
I dlatego nie rozumiesz że innym ludziom mógł się spodobać? To jeszcze trochę musisz dorosnąć...
Z zarzutem o aktorstwie się nie zgadzam, choćby dlatego że Polsat czy TVN co najmniej z 5 razy w miesiącu serwuje nam filmy z dużo gorszym aktorstwem. Radzę obejrzeć te wszystkie filmy akcji w których aktorzy kaszlą i mówią po przestrzale na wylot przez płuco :)
I zgadzam się z tym że ten typ gadania był wkurzający. Film oglądałem 2 razy i jedyne co mnie zniechęcało to właśnie sposób gadania Rotha. Niemniej chyba dużo prawdopodobne że ktoś postrzelony w brzuch właśnie tak by mówił, zamiast postękiwać z bólu od czasu do czasu a poza tym wypowiadać piękne zdania. Dlatego aktorstwo dla mnie w tym filmie nie jest złe. Widywałem DUŻO gorsze.