Jedynkę oglądałem trzy razy - za każdym razem zryczałem się jak bóbr. Na dwójce nie uroniłem ani jednej łezki.
Trochę za bardzo przefajnowany, ale to przypadłość sequeli. Miło było jednak obejrzeć dalsze losy Riley.
U mnie było na odwrót, na dwójce popłakałam się trzy razy. Ta część wydaje się dziwnie osobista, kiedy ma się faktycznie problem ze stanami lękowymi/nerwicą.