potem już tylko sztampowa kaszanka.
Pewnie jestem lekko skrzywiony,ale jakoś trzymałem stronę Plendera.
Dla niego "wypadek" z dzieciństwa nie skończył się chwilę potem-skutki były widoczne w całym jego dalszym życiu.
Natomiast Vincencik jakoś nie budził mojej sympatii jako "pozytywny" bohater.
Takim jakimś sukinsynkiem od niego zalatywało przez cały film :)
Miałem cichą nadzieję że zginie.
Albo popełni samobójstwo,albo zabije go Plender...w najgorszym razie,że pójdzie siedzieć na 25 latek.
A tu nic z tego..."zły" ginie a Vincencik zostaje bohaterem.
Zniszczone zakończenie a spodziewałem się czegoś ciekawego.