Obok San Francisco z 1936 roku jeden z prekursorów kina katastroficznego i z wyżej wymienionym filmem wiele go łączy. Obie fabuły są niemal identyczne. Mamy więc głównego bohatera zamieszanego w niezbyt uczciwe interesy, mamy również piękną śpiewaczkę która kradnie jego serce. Mimo wszystko fabularnie wydaje mi się iż ten film jest lepszy, ma też intrygujący wątek ustawiania demokratycznych wyborów (wielokrotne głosowanie przez jedną osobę co o dziwo i dzisiaj jest plagą w kolebce demokracji jaką są Stany Zjednoczone). San Francisco ma za to fenomenalną scenę gdy Clark Gable szukając ukochanej obserwuje skalę zniszczeń wywołaną trzęsieniem ziemi. Obie katastrofy jak na filmy z lat trzydziestych są zrealizowane wręcz fenomenalnie, zachwycają nawet dzisiaj. Patos w obu filmach jest równie irytujący, ale mimo wszystko da się go strawić. San Francisco ma świetny duet Clark Gable, Spancer Tracy, ale i tutaj obsada trzyma bardzo solidny poziom na czele z nagrodzoną Oscarem Alice Brady (czy Oscar zasłużony ciężko mi powiedzieć, z nominowanych widziałem na razie jedynie Andree Leeds w Stage Door która była dla mnie lepsza, ale mimo to rola Alice jest bardzo udana). Jest jednak jedna rzecz która daje zdecydowaną przewagę filmowi In old Chicago i czyni go po prostu lepszym filmem. Nie ma w nim koszmarnej Jeanette MacDonald która moim zdaniem aktorką jest fatalną i przez nią San Francisco wiele traci. Reasumując naprawdę polecam nominowany do 6 Oscarów (film roku, scenariusz oryginalna historia, muzyka, dźwięk i Oscary dla najlepszej aktorki drugoplanowej oraz mega dziwnej kategorii asystenta reżysera) film w reżyserii Henrego Kinga IN OLD CHICAGO.