Western z domieszką filmu grozy, znani aktorzy - w teorii musiało być co najmniej przyzwoicie. Film podzielony jest na cztery akty i w pierwszym rzeczywiście jest interesująco. Niestety, w II akcie reżyser zdradza, czym właściwie jest Brimstone - kolejną żenującą próbą zagrania na emocjach proletariatowi zastępczemu obecnych rewolucjonistów komunistycznych, czyli kobietom. Plusy za robotę operatora i pracę aktorów (Fanning, Pearce, "Jon Snow"), ale cała reszta to już okropny "pojazd" po tym, co wartościowe i ważne - ewidentnie zrobiony za pieniądze Brukseli. Omijać z daleka.