Jedyny sukces twórców tego knota, to zgromadzenie dobrej obsady, co wszakże nie ratuje go w najmniejszym stopniu. Powodem jest idiotyczny scenariusz. Koolhoven żongluje chronologią zdarzeń, zapewne z zamiarem wciągnięcia widza w tą kretyńską historyjkę; z mizernym efektem - pobudza to jedynie do zastanowienia, co on sam wciągał, kiedy to wymyślał. Narracja to nieudolne brednie - wstęp i zakończenie współgrają z resztą, jak trębacz wojskowy z dowolnym finalistą Zecchino d’Oro. Facet ewidentnie nie mógł się zdecydować, czy chce stworzyć wiarygodną opowieść, czy utrzymać ją w tonie metafizycznym, wskutek czego obrazy, które prawdopodobnie miały wstrząsać, wzbudzają tylko uśmiech politowania.. żenada - szkoda na to czasu.
Tak współcześni wojownicy o sprawiedliwość społeczną reagują na racjonalne argumenty;-)
No trudno - niech i tak reagują, jeśli nie potrafią tego zrobić w sposób powszechnie uznawany za zrozumiały.
Własnie te retrospekcje to najlepsze w tym filmie i nie wiem dlaczego kretyńska historyjka,wszystko zostało elegancko wytłumaczone/przedstawione jedynie co mi nie pasowało to Spoiler!
podwójna śmierć pastora,no i podły nastrój w który wpadłem po takiej ilości plugastwa :)
Ten moment kiedy nie zrozumiałeś filmu i nawet o tym nie wiesz. Można się przyczepić do wielu elementów filmu, ale nie do historii. Przykład: ten biedny Jon Snow był tak wyciśnięty na siłę, mam wrażenie że nawet Kit nie wiedział kogo ma tam zagrać. Postać zrobiona po to aby wcisnąć kogoś kto wypromuje film. Szkoda. A poza tym, film spoko.