Oglądam go już ponad godzinę i zupełnie nie rozumiem sensu fabuły. Szara, ponura Polska lat Stanu Wojennego, facet kradnie ciężarówkę i nią jedzie. Bardzo średni film, tak naprawdę o niczym. Można obejrzeć jedynie jako ciekawostkę i argument przeciwko tym, którzy powtarzają "dawniej to filmy były lepsze".
Film jest o postawach względem nacisku. Naczelny pisma reprezentuje postawę konformistyczną, trochę ewentualnie próbując lawirować (puszcza niektóre teksty, ale czasem je podredagowuje, żeby nie były za ostre). Przyjaciel głównego bohatera trzyma z nim, ale jednak podpisuje lojalkę, bo nie widzi innego wyjścia. Główny bohater, Labus, reprezentuje postawę bezkompromisową, a w dodatku czuje się zdradzony przez przyjaciela, którego miał za takiego samego, jak on, ideowca; wcześniej blisko współpracowali.
A w tle beznadziejna zima stanu wojennego. Czego tu nie rozumieć? Po prostu trzeba znać historię, a film jest wówczas zrozumiały. A czy musi się podobać? Nie musi. Fabuła rzeczywiście jest raczej taka sobie -- ogląda się to po prostu dla klimatu. Trochę jest to teatralne, a może nawet miejscami pozerskie, ale na pewno nie o niczym, a przy tym dobrze zagrane.
Owszem, dawniej filmy były lepsze, bo niekoniecznie były robione pod widza, a już na pewno nie pod masowego. Potem przyszła pora na takie żałosne popłuczyny zachodniego kina rozrywkowego, jak np. "Prywatne śledztwo" -- rok produkcji 1987.
Ten film jest ciekawy z jeszcze jednego powodu: pozwala zobaczyć, na ile pozwalała cenzura w kwestii wspominania zjawisk związanych ze Stanem Wojennym w roku 1986. Przecież główny bohater, jakby nie było -- opozycjonista, jest tu postacią ukazaną w pozytywnym świetle, podczas gdy jego konformistyczni koledzy, o postaciach z komisji weryfikacyjnej nie wspominając, raczej w barwach burych. Nie uważasz, że to samo w sobie jest interesujące?