1. Wyrok w Norymberdze
2. Bilardzista
3. Działa Navarony
4. West Side Story
5. Straż przyboczna
Śniadanie u Tiffany'ego
A jednak West Side Story pod względem technicznym zrealizowany jest mistrzowsko. Wprowadzono w nim kilka technik filmowych (dotyczących montażu), których nie umiałoby odtworzyć większość współczesnych filmowców. Niesamowite są kadry, niezwykle dynamiczne jak na przełom lat 50. i 60. Niektóre ujęcia kręcono z podnośnika albo z dachu, co pozwala na pokazanie szerszego planu. Dzisiejsi filmowcy mają ogromne problemy z takimi rozwiązaniami, w ogóle problemy z ogarnięciem tzw. perspektywy. Jakby brakuje talentu, wrażliwości artystycznej i artystycznej kreatywności. Ludzie teraz są bardziej "puści", znacznie mniej oczytani, znacznie mniej "zasłuchani", wygląda na to, że mają bardzo płytkie gusta albo źle wyrobione, źle ukształtowane, na bazie plastiku. Eksplozja artyzmu nastąpiła dekadę później, na przełomie lat 60. i 70. (złota dekada kina, z rekordową liczbą arcydzieł). W muzyce królowały rozmaite odmiany rocka, w latach 70. kontrą dla rocka progresywnego stał się punk rock, a jednocześnie w tej samej dekadzie swój okres rozkwitu przeżywała muzyka disco, z Abbą na czele oraz kształtowały się ramy gatunkowe rapu. Od lat 80. jest powolny zjazd w dół, a XXI wiek pod względem kultury popularnej to katastrofa. Albo wtórność albo plastik. I młodzi ludzie naprawdę bez zażenowania sięgają po plastik, zaś w Polsce niejeden młody człowiek nie ukrywa, że dobrze się bawi przy... disco-polo. Oglądam właśnie (na raty) West Side Story z 1961 roku i jestem po prostu w szoku, jak bardzo się zdegenerowaliśmy, nawet względem przełomu lat 50. i 60. Nie dziwią mnie już zupełnie informacje o tym, że pierwszy raz w historii tego rodzaju pomiarów nowe pokolenia wykazują niższą inteligencję od wcześniejszych pokoleń. Odbija się to w oczywisty sposób na wszystkich dziedzinach kultury i sztuki, w tym na kinematografii, obecnie zainfekowanej wirusem komiksów o superbohaterach i tzw. franczyzami...