z cyklu z tego nic nie będzie choć powstanie - kolejny disnej dizaster - jeżeli jakimś cudem nie popełniłeś jeszcze samobójstwa na La La Landzie właśnie otrzymałeś drugą szansę..
czołem, w ukryciu i na przyczajce, chwilowy brak weny, czekam na prowokacje!
smutna prawda jest taka, że materiał wyjściowy nie oferuje zbyt wiele, o metoo i politpoprawności w kostiumie historycznym już mi się pisać nie chce, strasznie to jest nudne, dwa ostatnie filmy ridleya scotta doszczętnie mnie w tej materii wymęczyły. poza tym słuchaj, ja nie lubię źle myśleć o swoich bohaterach z dzieciństwa.. kurde mol, gdyby to był film, nie wiem, jakiegoś czawaziela, czy jak mu tam było, nie wiem, nie chce mi się sprawdzać - to pan bóg z nim, wporząsiu, ale to jest film spielberga, tego spielberga, naszego człowieka, wielkiego maga, kreatora światów.
ręce opadają, kalesony zresztą też, jeśli się pomyśli, że coś tak anachronicznego myślą, mową, uczynkiem i w choreografii, zwłaszcza w choreografii, wyszło z rąk faceta, który przez dekady przemeblowywał nam głowy kolejnymi obrazami, choćby czymś takim jak prolog Szeregowca Ryana.. złota zasada niejakiego richarda zanucka - you are as good as good is your last movie - od lat świadczy nieodwołalnie przeciwko stevenowi.
Czyli co, od każdego reżysera wymagasz aby każdym swoim kolejnym filmem rewolucjonizował kino? Ilu niby takich było? Kubrick? Eisenstein? Góra dziesięciu uzbierasz. Ten film udowadnia że Spielberg reżysersko jeszcze się trzyma
(w przeciwieństwie do Scotta), ale ty wymagasz od ojca chrzestnego mainstreamu ciągłego wymyślania koła na nowo czy tak?
na pewno nie od każdego, na pewno nie każdym i na pewno nie zaraz rewolucjonizował, ale skoro już podnosisz te kwestie, to niby dlaczego nie? dlaczego nie wymagać tego od człowieka, który ma w tych kwestiach jakieś doświadczenia? jeżeli nie od niego to od kogo? że niemożliwe? wybacz, serwujesz samych umarlaków, a przecież są twórcy tacy jak lars von trier, gaspar noe czy bruno dumont - mainstreamowi dodajmy - których niemal każdy kolejny film jest inny nie tylko od tych, które uprzednio poczynili, ale i od tych, które ktokolwiek kiedykolwiek poczynił. nie ma drugiego takiego filmu jak Dom Który Zbudował Jack, Wkraczając w Pustkę, Dzieciństwo Joanny D'arc czy Climax, natomiast jest setka takich filmów jak West Side Story i dwieście dużo lepszych w tej konwencji. a zatem podoba mi się twój radykalny postulat - jakkolwiek ja nie wznosiłem się na aż tak wysoki poziom oczekiwań, mi chodziło zaledwie o to, aby nowy film stevena nie był takim nudziarstwem, takim skansenem, taką przedpotopową muzealną ramotą - podoba mi się właśnie przez ów radykalizm. bądźmy realistami, żądajmy niemożliwego!
na pewno nie od każdego, na pewno nie każdym i na pewno nie zaraz rewolucjonizował, ale skoro już podnosisz te kwestie, to niby dlaczego nie? dlaczego nie wymagać tego od człowieka, który ma w tych kwestiach jakieś doświadczenia? jeżeli nie od niego to od kogo? że niemożliwe? wybacz, serwujesz samych umarlaków, a przecież są twórcy tacy jak lars von trier, gaspar noe czy bruno dumont - mainstreamowi dodajmy - których niemal każdy kolejny film jest inny nie tylko od tych, które uprzednio poczynili, ale i od tych, które ktokolwiek kiedykolwiek poczynił. nie ma drugiego takiego filmu jak Dom Który Zbudował Jack, Wkraczając w Pustkę, Dzieciństwo Joanny D'arc czy Climax, natomiast jest setka takich filmów jak West Side Story i dwieście dużo lepszych w tej konwencji. a zatem podoba mi się twój radykalny postulat - jakkolwiek ja nie wznosiłem się na aż tak wysoki poziom oczekiwań, mi chodziło zaledwie o to, aby nowy film stevena nie był takim nudziarstwem, takim skansenem, taką przedpotopową muzealną ramotą - podoba mi się właśnie przez ów radykalizm. bądźmy realistami, żądajmy niemożliwego!
Jak dla ciebie von Tier i Gaspar są mainstreamowi to ja już rozumiem czemu nowy West Side nazywasz skansenem. Jednak w takim razie Szczęki, Indiana Jones czy Szeregowiec Ryan również należy uznać za archaiczne ramoty. Przecież mamy setkę tego typu filmów. Są konwencjonalne stylistycznie i chronologicznie, nie mają szokujących nagich scen. Co z tego że są wyśmienicie wykonane, toż to relikty przeszłości.
lars i gaspar to kino mainstremowe bez dwóch zdań, od lat, przeznaczone na użytek masowy, wyświetlane w multiplexach, produkowane przez coca-colę, recenzowane w tygodniku kulturalnym albo na kanale tomasza raczka i tak dalej, i tak dalej, a więc z definicji.. gdzie im tam do jakiegoś, nie wiem, hollisa framptona? jonasa mekasa? stana brakhage'a? matthew barneya?
relikty przeszłości powiadasz.. owszem, ale tylko z dzisiejszego punktu widzenia! natomiast czy potrafiłbyś wskazać film wojenny z tak sfilmowaną batalią do momentu powstania prologu Szeregowca Ryana? czy potrafiłbyś wskazać film przygodowy z tak sfilmowaną potyczką z rekinem do momentu powstania Szczęk spielberga? nie musisz iść w setki - wystarczą dwa tytuły;)
przecież rewolucja nie oznacza umieszczenia w filmie roznegliżowanej sceny w poziomie - oznacza zrobienie czegoś w sposób w jaki nikt inny tego wcześniej nie zrobił. można powiedzieć, iż jest szokiem wizualnym, dodatkowym wstrząsem, zmienia trajektorie, otwiera bramy, wynosi język na zupełnie nieznane rejony..
natomiast jest jeszcze jeden aspekt, za to dość znaczący - czy to nowatorstwo zostanie potem wchłonięte i rozleje się na mainstream czy też nie. być może prawdziwa rewolucja polega właśnie na tym rozlaniu się, albowiem za prawdziwą rewolucją muszą pójść ludzie, pospolite ruszenie będzie w nią niejako odgórnie wpisane. w przypadku spielberga odpowiedź jest oczywista - to rewolucjonista za którym popełzły milijony; z kolei o filmie takim jak np. Angst nikt nie pamięta, chociaż zjada na przystawkę do śniadania wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka łącznie z samym drzewem i wszystkimi diplodokami spielberga.
a Wściekłe Psy quentina? a Blow-Out de palmy? a Gorączka manna? a Słoń van santa? (celowo pomijam jego Psychola, choć to też był całkiem nowatorski rimejk filmowy)