Jestem wegetarianką ze względów etycznych od lat dziesięciu. Bardzo bym chciała, aby ludzie ograniczyli spożycie mięsa, głównie ze względu na ogromne zanieczyszczenie środowiska spowodowane nadmierną hodowlą oraz na hekatombe żywych istot. Mięso zawsze było traktowane jako wyznacznik statusu. W dawnych czasach, mogli sobie pozwolić na nie tylko najbogatsi. Stąd, w ikonografii widzimy otyłych, sarmackich szlachcicow, czytamy o przedwczesnych problemach zdrowotnych arystokratow, o ich ciągłych podagrach, migrenach i pobytach "nad wodami". Ludność wiejska nigdy nie spożywała mięsa dużo. Uboj przeprowadzano zazwyczaj zimą. Nie chcę idealizować diety mieszkańców wsi, bowiem oni też cierpieli na mnóstwo chorób (jak zresztą wszyscy przed odkryciem antyseptyki), jednakże dla nich mięso było związane ze świętem, a nie codziennością. Dziś, tego podejścia brakuje i dobrze by było, gdyby ktoś zastanowił się nad tym. Czy naprawdę muszę jesc tyle miesa?
Dlaczego dałam zaledwie 5, skoro temat jest mi bliski?
Bo dokument jest naukową hochsztaplerka. Nie muszę chyba powoływać się na przykład jajka zrównanego z papierosami. Ma szokować, nie ma w nim miejsca na wątpliwości, na inne badania. Przedsrawiono Zaprzeczające prawom biologii działania metabolizmu ludzkiego. Niemniej, problem horrendalnego spożycia miesa istnieje i ludzie powinni zacząć ograniczać swoją niepohamowaną konsumpcję.
Fajny wpis. Jem mięso, nie jestem z tego dumny, ale głowy popiołem też nie posypuję. Rozumiem argumenty wegetarian, jeśli - jak w Twoim przypadku - są natury etycznej. Ten film to kupa śmiechu i wbrew pozorom więcej czyni złego niż dobrego dla idei roślinojedzenia.
Mięso to tylko nośnik smaku przypraw. Ten sam efekt smakowy da się uzyskać przy pomocy zamienników (soja chociażby). Problemem jest jednak ich cena. Mięso jest tańsze i zwycięża w kapitalizmie, bije na głowę wszystkie produkty. Zmiana diety wśród ogółu społeczeństwa wymaga całkowego wywrócenia do góry nogami rynku, co wydaje się być niemożliwe, zanim nie nastąpi katastrofa ekologiczna, a hodowli na masową nie będzie można dłużej utrzymać. Ja nie stosuje zamienników, w związku z tym aż tak nie przepłacam. Jem tylko lokalne produkty i nieprzetworzone. Niestety, warzywa są droższe niż kurczak. Nie pamiętam, czy powiedzieli o tym w filmie, co jest dość istotną kwestią. W każdym razie film jest paradokumentem.
Soja też nie jest najlepszym wyborem dla zdrowia,a i etycznym, przecież pod soję wycina się lasy deszczowe...
Aby karmić nią świnie. Ta przeznaczona dla ludzi stanowi minimalny odsetek uprawy.
Dla mnie zawsze weganizm był lekką formą głodzenia się. Nie lubię jak mi się wpycha swoje choroby psychiczne. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie spustoszenie w organizmie powoduja wieczne niedobory. Twój organizm jest w pernamentnym stresie osydacyjnym, a ty dodatkowo obciążasz go surowymi warzywami pełnymi toksyn i metali ciężkich, które się odkładają w twoich narządach. Tak naprawdę przyswajalność białek z roślin jest znikoma, tak jak i wielu minerałów... Co z tego że szpinak zawiera ok. 90% żelaza jak z tego przyswoisz 2% może i byś musiała zjeść 1 kg i modlić się żeby nie dostać kamicy nerkowej od szczawianów, bo przecież nie jesz nabialu które je neutralizuje...
Sa aminokwasy niezbędne dla zdrowia, których nie dostarczysz dieta roślina ani suplementami. To jest po prostu głodzenie się i umartwianie, nic więcej.
Główne źródło żelaza w diecie wegetariańskiej i wegańskiej stanowią rośliny strączkowe, pestki, produkty pełnoziarniste i niektóre owoce suszone - wcale nie szpinak :D
Przyczyn kamicy szczawianowej można również upatrywać się w zbyt dużej podaży mięsa (źródła hydroksyproliny), sodu, syropu fruktozowego, za małej podaży warzyw i owoców, czyli antyoksydantów oraz niedostatecznym spożyciu płynów.
Wołowina zawiera około 2-3 mg żelaza w 100g mięsa a (król) sezam dostarcza ok. 15mg. żelaza. Żelazo niehemowe (roślinne) wchłania się z różnie, średnio w ~5% a hemowe (zwierzęce) średnio w ~20%.
Przyjmując wartości uśrednione:
20% x 3mg = ~0,6mg żelaza w 100g wołowiny
5% x 15mg = ~0,75mg żelaza w 100g sezamu
Spożywanie wraz z posiłkiem nabiału – mleka lub serów, co może obniżyć wchłanialność żelaza aż o 60%. Więc Twój nabiał, który ratuje Cię przed szczawianem równoczesnie zmniejsza przyswajalność żelaza z mięsa. Również spożywanie odpowiedniej ilości witaminy C - tej duuużo więcej w warzywach i owocach - zwiększasz przyswajalność żelaza (obydwu grup).
Fakt - ktoś, kto je codziennie mięso ma go więcej, nie zjesz tyle sezamu itp itd. nadal w zdrowej, zrównoważonej diecie nie braknie Ci go
Również fakt - Wysoki poziom ferrytyny (białko kompleksujące jony żelaza) sprzyja spaczeniu zespołu metabolicznego i chorobom układu krwionośnego.
To żadne głodzenie, to nauka i liczby. Niestety z dwóch stron również spora dezinformacja, ale jednak wszystko logicznie do siebie pasuje - jaki jest sens z marnowania jedzenia na hodowanie jedzenia - to mnie przekonało.
Nie daj się manipulować również mięsnej stronie :)
PS: bardzo ładna miniaturka :D
Mnie jest przykro, że ludzie ślepo podarzaja za moda, a tak naprawdę nie wiedzą jak bardzo się trują. Pracowałam w firmie z pseudo zdrowa żywnością gdzie sprowadzalismy np. sezam z Indii. Bardzo przekroczone normy pestycydow do eko produktów... Zakłamane, fałszywe atesty żeby wepchnąć na rynek UE za grosze... Nikt tego nie badał... Przez lata truto ludzi rakotworczymi substancjami... Dopiero jak niedawno po 10 latach UE przyczepiła się o przekroczenie tlenku etylenu szczególnie w sezamie z Indii klienci z którymi pracowałam zaczęli wymagać badań laboratoryjnych... Co wyszło? Niemal wszystko nie zdatne do spożycia biorąc pod uwagę normy UE... Nawet nie wiesz ile rzeczy idących do "zdrowych" eko wege produktów ma fatalna mikrobiologie nawet 5x przekroczone pleśnie... Fałszywe certyfikaty, produkt w innym stężeniu niż podany na etykiecie itp... To jest serio sprawa dla sanepidu... Ludzie przepłacają za pseudo wege produkty sezamy kutkumy i inne gówna tak naprawdę hodujecie sobie raka
Ja jako osoba, która parę lat pracowała z firmami sprowafzajacymi towar z Indii i Chin z czego prawie wszystko szło do produktów "eko" i studiowała żywienie człowieka naprawdę z ręką na sercu odradzam jedzenie produktów pochodzenia indyjskiego. I jak oglądam tych pseudo dietetyków co zachwalaja te kurkumy i inne syfy nóż mi się w kieszeni otwiera.... Jeszcze pamiętam takie eko lizaki dla dzieci, matki przychodziły bo był bez CUKRU. lizak miał za to w składzie syrop glukozowo fruktozowy ale to już tym matkom nie przeszkadzało... Najważniejsze że nie z cukrem bo cukier to przecież biała śmierć... Itd bzdury bzdury bzdury
Tak samo było przecież z kurczakami... Unia zakazała antybiotyków itd. To Niemcy sprowadzali nielegalnie z Rumunii zanim była w Unii.. I sprzedawali to później na europejski rynek w tym też polski jako zgodny z normami unii za 4 x większą cenę niż normalny kurczak i do tego jeszcze z syfem. Przepraszam, że się tak rozpisałam ale mnie to tak wku*wia że ludzie są debilami (nie mówię o tobie)
Chciałabym aby ludzie jedli lokalne, sprawdzone, nieskażone produkty. Wszystko racjonalnie, bez debilnych diet i wymysłów. Mięso to nie tylko żelazo, to jest też witamina b12 która podobno jako suplement może przyczyniać się do raka płuc u mężczyzn (ale tylko ta w formie suplementu).. Mięso To też aminokwasy, których nie ma w roślinnych produktach a organizm człowieka ich potrzebuje ale sam nie wytwarza... Rezygnacja i elimancja jakiejś większej grupy żywności to jest pewna forma doprowadzenia organizmu do osłabienia i wiecznego głodzenie i niedożywienia. Ale no cóż taka jest moda jak i na studiowanie prawa, bycie influencerem itd wierzę że ten debilizm przeminie i się znudzi. W obecnych czasach gówno można sprzedać jako wege i ludzie będą to kupować wystarczy że influenxerka zje to na tiktoku powie ze pyszne i super zdrowe. Tylko szkoda ze statystyki spożycia fast foodów rosną i rosną w Polsce skoro ludzie tacy zdrowi i wege... I skąd te alergie, cukrzyce, nadwagi, nadciśnienia, niepłodności, migreny, problemy z tarczyca itd
Jesteś mądrą dziewczyną, dziękuję za sporo ciekawych informacji. Dużo w tym prawdy ale mam wrażenie, że też delikatnie demonizujesz zbytnio samą ideę - ona jest słuszna, po prostu wykonanie jest tak samo rakowe jak dziadostwo, o którym piszesz.
Miałem odpisać już jakiś czas temu, ale poczekałem aż sprawdzę na sobie. Od prawie 2 miesięcy wyeliminowałem całkowicie mięso w dni robocze. Nie całkowicie - w piątki wjeżdża burger a w niedzielę kurczak/ryba. Od dzwona zjem też jakąś wieprzowinę.
Czuję się fantastycznie, lżej, przyjemniej na żołądku. Jestem pełny energii i coraz chętniej sam sięgam po zdrowe, nienaładowane i nieprzetworzone żarcie. Nie wiem czy to utrzyma się na stałe, są dni że "kurde zagryzłbym kabanosem" ale kuchnia stała się zupełnie innym światem.
Aa! I proszę się nie śmiać z kurkumy i studentów prawa! Byłem jednym z nich, prawa już nie używam ale kurkumy owszem :)
Jaguar rozumiem Cię, każdy ma inaczej. Ja na sobie też robiłam różne eksperymenty np. unikanie glutenu itp. Ale to nie miało sensu. Ja raz na mięsiac zupełnie zrezygnowałam z mięsa i produktów odzwierzęcych - czułam się bardzo źle, nie miałam siły wstać z łóżka, pogorszyla mi się kondycja skóry i włosów, a kąciki ust mi pękały i bolały. Czytałam, że to braki Wit. B12 itd. Zaczelam znowu jeść mięso i mi przeszło. Ale każdy jest inny - jeśli Ty się dobrze czujesz na takiej diecie, suplementujesz B12, nie głodzisz się i kontrolujesz ewentualne niedobory to ok. Jesteś dorosły jedz co chcesz, problem jest z osobami, które narzucają dzieciom dietę weganska. Z nastolatkami bez wiedzy, które się głodzą. Albo z psami lub kotami, które są meczone przez takich ludzi.
I jeszcze jedna ważna rzecz - tak, lokalne żarcie jest super. Jest zdrowym i logicznym karmić się tym co wokół. Nie mniej jednak mój żołądek po dwóch dalszych podróżach, mieszanie w kuchni smaków świata spowodowało, że jestem dużo bardziej "wszystkożerny" i odporny na jakiekolwiek dolegliwości związane z żarciem. No i ile można do cholery jeść schabowego czy pomidorową. Trochę winię nasza kuchnie. Nudna nie, ciężka i przesycona mięsiwem, okrasami i solą - tak.
Natomiast na ludzi niezbyt mądrych przestałem w ogóle zwracać uwagę, edukuję siebie i bliskich. Dbam o tych, którzy dbają o mnie i totalnie nie patrzę na ten popieprzony świat, stąd TikToka w ogóle nie posiadam, powiadomienia z aplikacji wyłączone absolutnie wszystkie a na facebooka loguję się sprawdzić tylko czy ktoś nie pisał na messengerze (bo ludzie zapomnieli, że mamy SMSy i telefony i tak ciężko zadzwonić do siebie i porozmawiać, lepiej pieprzyć cały tydzień bzdury i wysyłać zwietrzałem memy... ). Fajnie się czuje człowiek gdy jest XIX wiek a da się nadal być trochę dinozaurem.
Pozdrawiam Cię serdecznie :) !
Tak tylko oni w Indiach tam sraja na ulicy, wyrzucaja zwłoki do Gangesu i śmieci, a potem się w tym myją, pióra, piją to, gotują i podlewają uprawy. Zero zasad higienicznych i korzystanie z toksyn przy uprawach na potęgę, żeby zarobić. Ja bym uważała na te produkty. Uwierz mi nikt tego nie bada w tym kraju, chodzi tylko o kasę i żeby na Tobie zarobić :)
Moja siostra w marcu była tydzień w Indiach, bo jej koleżanka ze studiów piękna młoda blondynka wychodziła za starego paskudnego hindusa. Pytałam się mojej siostry czy faktycznie sraja na ulicy, jest tam taki syf i smród jak na dokumentach w tv, powiedziała, że jest jeszcze gorzej w rzeczywistości... :) jej słowa to "mam traumę do końca życia, to był koszmar, jak dobrze być znowu w Warszawie". Byłam wychowywana na osobę tolerancyjna, ale kultura hinduska to jest dla mnie zbyt wiele. Obrzydzają mnie Ci ludzie i niestety nie jestem w stanie nawet dotknąć nikogo hinduskiego pochodzenia w PL np. podać ręki na powitanie, bo odrazu mam w głowie, że oni się podcieraja ręka a nie papierem. Są dla mnie rzeczy obrzydliwe nie do przeskoczenia w życiu. :(
Ja mam niestety na***ne w głowie jeśli chodzi o higienę żywności i sposób produkcji. Nie jem np. wieprzowiny, bo po pierwsze nie lubię, bo jest tłusta i śmierdzi to też boję się dostać wlosnicy. Świnie jedzą wszystko, więc się boje pomyśleć czym karmią te zwierzęta. Nie jem większości ryb, bo zawierają duże ilości rtęci. Nie jem nic co jest kozie, bo mam odruchy wymiotne i śmierdzi mi to brudna koza. Nie ruszę ryżu, kasz wszelkiego rodzaju szczególnie gryczanej, napojów roślinnych kokosowych, fasoli czerwonej, jarmuzu, salaty, mięsa kaczki i indyka bo śmierdzi i jest suche,rzeczy przetworzonych, frytek, zupek chińskich, bo nie lubię. Nic sprowadzanego tym bardziej z Indii nie ruszę. Unikam lodów i surowych produktów np. jajek bo w głowie mam, że się zarazę salmonella. Każde warzywo lub owoc bardzo dokładnie myje, obieram... Wolę gotowane żeby nie ryzykować. Powinnam z tym iść chyba do jakiegoś specjalisty :) pozdrawiam Cię też.
SEZAM Z INDII W POLSCE:
"(...) konieczne było uchwalenie rozporządzenia wykonawczego Komisji (UE) 2020/1540 z dnia 22 października 2020 r. (…) w odniesieniu do nasion Sesamum pochodzących z Indii, które modyfikuje dotychczasowe postanowienia rozporządzenia wykonawczego (UE) 2019/1793.
Wykryte ryzyko dotyczyło przede wszystkim zanieczyszczenia mikotoksynami, w tym aflatoksynami, pozostałościami pestycydów, pentachlorofenolem i dioksynami oraz ryzykiem zanieczyszczenia mikrobiologicznego. Zagrożenie dotyczyło przede wszystkim Salmonelli oraz pozostałości PESTYCYDÓW (...) Aby przezwyciężyć problem Salmonelli w nasionach sezamu, indyjscy eksporterzy zaczęli stosować tlenek etylenu w celu zahamowania wzrostu Salmonelli podczas przechowywania i transportu. (...) Poziomy te przekraczały ponad 1 000 razy najwyższy dopuszczalny poziom pozostałości wynoszący 0,05 mg/kg mający zastosowanie do tlenku etylenu zgodnie z rozporządzeniem (WE) nr 396/2005 Parlamentu Europejskiego"