Amerykańskie Graffiti to była humorystyczno-sentymentalna, ciepła historia o losach nastolatków i ich marzeniach - które, jak się na końcu okazało, nie do końca sprawiedliwie zweryfikowało życie.
To, co w sequelu mnie najbardziej boli, to kretyńskie losy znanych nam postaci. Steve i Laurie walczą ze sobą, bo w Laurie budzi się feministka. Terry niby zginął w Wietnamie, a Debbie ma go gdzieś i daje dupy ćpunom - hippisom.
Wietnam w tym filmie to totalna szopka z okrucieństwa wojny, w dodatku film promuje ćpanie i luźny tryb życia, a Andy i plakaty Lenina, Che Guevary powodują, że ma się ochotę rzucić czymś w telewizor.
Obstaję przy oryginale, bo był idealny :)