Mam wątpliwość, czy z tego filmu można czegokolwiek nowego sie dowiedzieć. W przeważajacej wiekszości to powtarzenie faktów, które są powszechnie znane . Nie zauważayłam też żadnego nowego czy oryginalnego spojrzenia na temat mediów czy celebrytów .
Jedyna nowość, której się dowiedziałam, to fakt, że poluje się na celebryta , robi się mu zdjęcie , które jest dla niego niekorzystne ( z uwagi na to, że np. źle wygląda ) i nie publikuje sie tego zdjecia, tylko proponuje celebrytowi za duże pieniadze odkupienie fotki i tym samym uniknięcie publikacji.
Ten film tylko utrwalił wizerunek Włochów jaki mam, Tzn. że są to ludzie ogłupieni od lat serwowanym chłamem medialnym. Włosi zawsze kojarzyli mi się zazwyczaj z leniuchami, nieukami, do tego ćwierć-inteligentami, gdzie bez kontaktów i układów niewiele jesteś wstanie zrobić, i ten film to potwierdził. Potwierdził też tezę, znaną od lat, że ten kto we współczesnym świecie ma media w ręku ma też władzę. Szczególnie w społeczeństwie, w którym poziom edukacji pozostawia wiele do życzenia. Co do samego filmu uważam, że przedstawił same fakty, a twórcy pozostawili duży margines do własnej interpretacji i wyciągnięcia wniosków, co jest zazwyczaj bardzo trudne. Co więcej, uważam, że w Polsce mamy podobną sytuację - ale to moje zdanie ;)
Miałam podobne odczucia, że film powtórzył fakty które już znałam, o tym jak we Włoszech polityka łaczy się z mediami, o velinach, o ogłupianiu obywateli...
...Ale bynajmniej nie są to fakty "powszechnie" znane. Owszem, dobrze o nich wiedzą tacy, którzy mechanizmami mediów się interesują. Można zakładać że ci, którzy "Wideokrację" obejrzeli są zainteresowani tematem. Jednocześnie łatwo zauważyć że jest to wąska grupa (166 głosów?). Gdyby film zdołał dotrzeć do przeciętnego Kowalskiego - byłby szokujący, pokazywałby nieznane mechanizmy, dałby do myślenia. I dlatego jaki taki jest wg mnie dobry. Tylko za mało rozpromowany...
Zmarnowany temat, bełkotliwy filimik, jak czytam komentarze że tylko potwierdza to co już widzowie wiedzieli to tym gorzej dla niego bo to znaczy że nie powinien powstać. Szkoda czasu.
ten film to śmieć. ludzie, którzy się nim podniecają muszą być równie podatni na propagandową głupotę jak widzowie, których on wyśmiewa.
Jak nic w tym filmie nie znalazłeś to raczej twój problem tak jak ocena 1/10 to raczej demonstracja czegoś, tylko czego?
Ciekawy dokument ukazujący ludzi którzy robią biznes wykorzystując do tego, rzadziej talent, a częściej swoje ciało. Pokazano również że dla celebrytów nie ma rzeczy świętej: przyjaciele, rodzina - jeśli można zarobić to czemu nie w końcu biznes is biznes. Wiedziałem że Berlusconi jest potentatem medialnym, ale nie wiedziałem że posiada tak liczebną armię "zombies", (dla nie wtajemniczonych: telewidzów) która ślepo wierzy w jego wyeksponowaną (do rangi bóstwa) osobę oraz jego poglądy na życie.
Dobre (niestety) pytanie do otwarcia dyskusji. Film był (i jest) b. promowany przez "Krytykę Polityczną", teraz przez "Newsweeka"... Dla mnie reakcja tego pierwszego czasopisma miała większe znaczenie, ale wyobrażam sobie, że niektórych (porównując nakłady: pewnie większą liczbę) mogła przekonać decyzja redakcji drugiego. Zdecydowałem się zatem wydać te kilkanaście złotych na płytkę z "N". Jak się okazało, raczej niepotrzebnie.
Ten film to sporo wyjątków z nagrań telewizyjnego imperium Silvio Berlusconiego, historia Fabrizio Corony i ukazanie kilku (2? 3?) mechanizmów rządzących tytułową "wideokracją". Po takim filmie tzw. "przeciętny Kowalski" mógłby dojść do wniosku, że b. prosta ta maszynka. Zwłaszcza, że "wiele" z tych ukazanych przez reżysera prawidłowości ma dość "techniczny" charakter: jak ma się zachowywać velina itd. To skala mikro, a nie makro. Na koniec filmu pojawia się co prawda parę informacji statystycznych (typu: 77 miejsce Włoch w rankingu wolności słowa... - więcej wolę nie mówić, żeby komuś nie zabrać ew. przyjemności w oglądaniu filmu, nie zdradzić zbyt wiele), ale moim zdaniem to jest po prostu listek figowy na to, co działo się przez wcześniejsze 80 minut. Czyli bardzo dużo czasu, w trakcie którego niewiele się dowiedziałem, za to nieźle się wynudziłem, gdy już pierwotne zainteresowanie zostało po prostu zamordowane.
Film dokumentalny ma pokazać rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Tutaj udało się to tylko na b. elementarnym poziomie: jak włoskie społeczeństwo wtłoczyło się w sterowany przez "górę" (topornie dość pokazaną, jako dwie osoby: Berlusconiego i Morę) proces. Nie wyjaśniono przy tym za bardzo, jak on działa, skąd wzięli się tacy ludzie jak Berlusconi, DLACZEGO im się udało. Bo raczej nikt nie powie, że godnym wyjaśnieniem ukazanego stanu rzeczy jest pierwsza scena z rozbierającą się kobietą. Albo frazes typu "telewizja dobrze oddaje osobowość premiera". Tym, których też nurtują stawione wyżej problemy, mogę polecić ten tekst:
http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/Piatek-Berlusconi-czyli-rozciagliwe-grani ce-definicji-czlowieczenstwa/menu-id-197.html
Można lubić autora lub nie, ale spędził kilka lat we Włoszech, można więc chyba na nim w tym względzie polegać. No i na pewno lektura tego tekstu to zajęcie znacznie krótsze, niż 80 minut.