Ciężka sprawa i z filmem i z płytą. Ani jedno i drugie nie wzbudziło zainteresowania odbiorców. Płyta to biały kruk a o filmie to nawet mowy nie ma, przekopałem wszystko :(
Dziękuję za odpowiedź.
Może kiedyś "ktoś" (fan Vangelisa) doprowadzi do tego, że ten film pojawi się, chociażby na jakimś kanale telewizyjnym, np. Cinemax....
Pozdrawiam.
Ciężka sprawa. Większość fanów Vangelisa uznaje go dopiero od Rydwanów, zatem permanentnie olała Ignacego (muzykę). Wydano go na winylu 2 lata po filmie i nie wzbudził on zainteresowania poza Francją. Ja tego winyla mam, bo mi znajomy znalazł go w Paryżu w jakimś antykwariacie i to jeszcze za komuny było (w Polsce). Sam Vangelis od kilku lat remasteruje swoje najwcześniejsze płyty z pierwszej połowy lat 70. Zrobił to od Earth do Spirali bodajże, ale soundtracki (za wyjątkiem L'apocalypse des Animaux) niestety pominął. Jeżeli sam był z Ignacego zadowolony, to jest nadzieja, że ukaże się na CD ale z filmem to raczej kaplica:( Nawet jak gdzieś kiedyś go puszczą, to trzeba byłoby całodobowo pilnować telegazety, nie spać, nie jeść, rzucić pracę... Szansa trafienia praktycznie zerowa:( Pozdrawiam
Zgadza się. Soundtracki czasami "żyją swoim życiem"...
Zresztą jest dużo filmów z muzyką Vangelisa, gdzie, podejrzewam, umieszczono muzykę bez jego wiedzy... Ale to już inny temat do zbadania.
Ja jestem rocznik 1970 i dosyć późno zacząłem interesować się muzyką Vangelisa, bo miałem wtedy około 17-18 lat. Z dostępnością wszelkiej muzyki akurat nie było już wtedy trudno, bo pojawiły się w ówczesnym czasie punkty, gdzie przegrywano z płyt CD na kasety. Okładki kupowałem przez jakąś firmę wysyłkową. Udało mi się wtedy kupić taką "książkę" pt. :"Herosi elektronicznego rocka" Piotra Kosińskiego.
A jeśli chodzi o "No oyes ladrar...", to znalazłem na youtubie. Trochę kiepska jakość, ale ....jest w całości.
Pozdrawiam.
Milutko, ze się tutaj spiknęliśmy. O filmie za bardzo nie pogadamy ale muzyce czemu nie? Ja mam na imię Paweł i jestem niewiele młodszy od Ciebie. Vangelis jest w moim życiu podobnież od "trądzikowego" wieku. Mój pierwszy kontakt z tą muzyką to "Friends of Mr Cairo" a konkretnie kawałek "I'll Find My Way Home" (dzięki temu poznałem też potem grupę Yes). Też korzystałem z możliwości zgrywania CD na kasety. Kiedyś dużo starszy ode mnie kuzyn przywiózł z Francji trochę płyt, a że to był rasowy rocker (AC/DC - te sprawy) to podarował mi dwie płyty z tzw. "kocią muzyką", którą wzgardził. Jedna z tych płyt to był Ignacy właśnie a druga to Święto dzikich zwierząt. Mam je do dzisiaj. No i złapałem bakcyla... Uważam, że najlepsze rzeczy Vangelis tworzył w latach 70-tych. Fenomenalny perkusista przede wszystkim (fantastyczna 666 jeszcze z Aphrodites Child 1970 rok- nic wspólnego z satanizmem!!) Potem niestety jego muzyka została zdominowana przez syntezatory, uproszczona i zubożona brzmieniowo. Na 1492 wrócił do dawnej formy (improwizacje, dysonanse i znowu zasiadł za bębnami). Nie wiem, czy znasz ostatnią jego rzecz Juno to Jupiter (facet ma prawie 80tkę!). Ludzie psioczą, a dla mnie rewelacja! Tu masz takie wariactwa jak w latach 70 - jak na Heaven & Hell, Albedo i Beauborg a grzmoci po kotłach ile wlezie. Jak nie słyszałeś, to polecam. Pozdrawiam i odpisz.
P.S. daj mi linka do "No oyes ladrar..." bo jestem strasznie ciekaw, dzięki
Dzięki Piotrze serdeczne. Ja co prawda po meksykańsku troszkę kaleczę ale buenos diaz, por favor, los siento i gracias rozumiem:)) Jak byś miał ochotę pogadać o Vangelisie, to skrobnij, miło mi będzie. Przyjemnej niedzieli. Paweł
Dziękuję, że w ogóle zareagowałeś.Spróbuję jutro coś więcej o sobie napisać...
A tak przy okazji.
Nie wiem, czy należysz do jakiejś grupy fanowskiej na Fejsie...
Pewnie tak.
Tam jest wielu "miłośników" muzyki el.
Nie tylko zresztą Vangelisa...
Co chwilę tam ktoś "coś" dodaje ciekawego...
Pozdrawiam.
Nie mam fejsa i tak chyba lepiej. Dzisiaj nie jest bezpiecznie i nie chcę by ktoś wiedział o mnie więcej niż powinien wiedzieć a czasami człowiekowi samemu się za dużo wyrwie o sobie. Grupy fanowskie jakiegoś określonego gatunku też tu nie wchodzą w rachubę, bo ja słucham wielu różnych rzeczy. To jest taka jednorazowa sytuacja (nie ukrywam, że bardzo fajna), że Ty coś zapodałeś a ja podłapałem i z tego zrobiła się miła rozmowa. Jak się kiedyś odezwiesz, to ja odpiszę. Pozdrawiam. Paweł
Co do el-muzyki, to akurat tak paradoksalnie się złożyło, że najbardziej lubię te płyty Vangelisa, w której tej elektroniki jest właśnie najmniej lub jest prymitywna. Ignacio jest w połowie (lub więcej) akustyczny a syntezator to samoróbka Vangelisa, stąd takie frapujące dźwięki raczej niespotykane u artystów, którzy tworzyli w tym samym czasie. W tym właśnie tkwi urok i siła wczesnych płyt Vangelisa m.in. Ignacego nagranego w 1974