PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=11657}
6,6 421
ocen
6,6 10 1 421
Wieczne pretensje
powrót do forum filmu Wieczne pretensje

Pełnometrażowy debiut Grzegorza Królikiewicza odniósł artystyczny sukces - krytycy pisali o nim przychylnie. Nie wiem, jak to było z reakcjami publiczności, bowiem NA WYLOT nie było łatwym seansem. To jednak nic w porównaniu z tym, co "polski Godard" zaserwował tutaj. Jest to już totalna awangarda. Akcja przedstawiona została w sposób całkowicie nieczytelny. Aby ją zrozumieć, należy przeczytać objaśnienia samego twórcy, który doskonale zdaje sobie sprawę z hermetyczności przekazu, chce jednak nauczyć widzów nowego, wymyślonego przez siebie języka filmowego.
Za samą ambicję, zgoła niepodobną swymi wymiarami do zachowawczego kina polskiego, należy się Królikiewiczowi uznanie. Tylko czy potencjalni widzowie będą chętni do nauki tego nowego języka obrazów? Wszystko zależy od tzw. wabika - film musi mieć coś, co sprawia, że nawet bez rozumienia oglądamy go z wypiekami na twarzy. Królikiewicz jest w stanie to uzyskać, co widać np. w FORCIE 13 (zresztą najbardziej klasycznym z jego dzieł) czy KLEJNOCIE WOLNEGO SUMIENIA (jeśli interesujemy się historią Polski, w nietypowy sposób ukazaną). Tutaj się raczej nie udało, choć tak naprawdę mogę odpowiadać wyłącznie za siebie, innych widzów może wprawić w niemy zachwyt temat potrzeby wewnętrznej integralności, niezbędnej do funkcjonowania w trybikach maszyny państwowej (chyba o to tutaj chodziło). Niby uniwersalność, a tak naprawdę beznadzieja PRL, przed którą nie sposób uciec nawet w kinie awangardowym czy sience fiction (Szulkin, którego zresztą lubię i oceniam bardzo wysoko - on nie dziwaczy bez umiaru). Jeśli koniecznie chcecie oglądać ten film, nie zapomnijcie oczytać się światłych analiz, wtedy być może uda się wam odnaleźć w nim sens. Pamiętajcie jednak, że przez półtorej godziny obcować będziecie z brzydkimi, smutnymi twarzami, psującymi wszystkie wizualne stylizacje, jakie serwuje nam reżyser. Sorry, but not this time, Gregory!

Vuzz

Hmmm... szczerze mówiąc jeszcze nie miałem przyjemności z panem Grzegorzem, jednak skoro jest takim awangardowcem i "polskim Godardem", to nie omieszkam się z tym zapoznać... kiedyś. I pewnie zacznę właśnie od debiutu, a nie od "Fortu", bo jak najtrudniejszy obraz będę miał już za sobą, to potem powinno pójść już z górki :)

ocenił(a) film na 5
kangur_msc_CM

Warto rozpocząć od debiutu, czyli NA WYLOT, zwłaszcza że nie jest taki najtrudniejszy - pod tym względem PRETENSJE są nie do pobicia...

użytkownik usunięty
Vuzz

To prawda język którym posługuje się Królikiewicz, zwłaszcza w tym filmie wymaga nauki. Nie traktujmy jednak fakt tłumaczenia przez reżysera swych filmów jako argument do twierdzeń że bez tego tłumaczenia filmu nie da się zrozumieć. Weźmy np. Zagubioną Autostradę, dlaczego podejmujemy próby poznania tego filmu oglądając go wielokrotnie. Dlatego, że Lynch odprawia nas z kwitkiem gdy go pytamy o wskazówki (co może rodzić podejrzenie że tak naprawdę sam za bardzo nie wie o co chodzi). W przypadku Królikiewicza mamy przynajmniej pewność, że film nie był niezrozumiałym bełkotem podświadomości ale jest sensowną całością, ponieważ sam autor potrafi to wytłumaczyć. To nie prawda że bez tego tłumaczenia film jest niezrozumiały, to nasze lenistwo każe nam sięgnąć po wyjaśnienie autora albo jeszcze gorzej, zaszufladkować go jako nieczytelnego awangardzistę. Zagubioną Autostradę musiałem obejrzeć 5 razy by zrozumieć co tak naprawdę się w nim wydarzyło, gdy obejrzy się się Wieczne pretensje z uwagą co najmniej 3 razy okazuje się że jest to pod względem akcji banalna, prosta fabuła (to właśnie rekonstrukcja fabuły sprawia takie trudności). Dlaczego jednak tak prosta historyjka ukryta jest pad taką grubą płachtą formalnych eksperymentów i udziwnień. Tu można poruszyć kwestię "wabików". O ile u Lyncha wszyscy się zgodzą że wabikiem jest sam obraz, który nie musi być zrozumiały bo sam w sobie jest pięknie wystylizowany i kadrami z Zagubionej Autostrady możemy wytapetować sobie pokój, to u Królikiewicza "wabik" połknie juz nie każda rybka. Królikiewicz poluje na innego formatu zwierza kinowego. Nie można mówić że nie udało mu się stworzyć zaproszenia do interpretacji (czyt. wabik) ponieważ nie było jego intencją wysyłać je do widza szukającego w kinie przyjemności. Wabik zauważy widz który na początku XX w. oglądał po raz pierwszy w kinie zbliżenie i gdy wszyscy wokół byli zniesmaczeni dziwacznym ukazaniem olbrzymiej, obciętej głowy, on myślał "cóż za ciekawe nowe ujęcie, nie rozumiem jeszcze po co to jest tak pokazane ale intuicyjnie czuję że może to mieć znaczenie". I początkowo nieliczni a potem wszyscy nauczyli się nowego wyrażenia w języku kina, jakim było zbliżenie. Pierwsze wrażenie w kontakcie z "Wiecznymi pretensjami" to podobne osłupienie jego formą. Tak jak większość widzów na początku wieku wolałoby oglądać całą postać niż obciętą głowę tak w nas samych rodzi się pragnienie "niech on w końcu skończy machać tą kamerą bo nic nie rozumiem". A więc wabikiem będzie tu całkowite odejście od typowej narracji. Czy moment gdy kamera uwalnia się całkowicie od filmowanej akcji i podejmuje niczym nieumotywowany obłąkańczy lot po pomieszczeniach rzeźni nie jest juz wystarczającym wabikiem by poznawać inny sposób opowiadania niż w ciąż ten sam, skostniały schemat. Więc widz podejmuje pracę i drąży ta formę szukając w niej sensu i nagle okazuje się że to samo robią postacie filmów Krolikiewicza, ciągle ktoś wije się w mękach próbując odnaleźć samego siebie, tak jak my próbujemy film złożyć do kupy. A nawet jak już przeczytamy wszystko co napisał Królikiewicz i jak u Fausta nasz wysiłek będzie bezoowocny to nadal będziemy częścią filmowego świata Królikiewicza bo właśnie Faust jest kluczem do tego całego galimatiasu. I w ten sposób "Wieczne pretensje" stają się filmem interaktywnym, nasz wysiłek włożony w rozumienie królikiewiczowskiego kodu jest powiązamy z sensem całego filmu, rzeczywistość filmowa przekracza ekran, chodzi tu już o coś więcej niz oglądanie filmu, o samą istotę pracy nad sobą, bo taką pracę musimy wykonać by zrozumieć ten film.

ocenił(a) film na 5

Cieszę się, że moja celowo prowokująca opinia odniosła skutek i skłoniła do podjęcia dyskusji oddanego fana Królikiewicza. Być może pojawi się nieco więcej fanów za sprawą wywiadu-rzeki, który niedawno ujrzał światło dzienne (nie było go jednak w sklepiku na festiwalu, co uważam za fatalne niedopatrzenie ze strony dystrybutorów, tak jakby było jakieś inne miejsce, gdzie można wypromować tak specyficzną pozycję). Bardzo wyczerpująca wypowiedź, Ed, oby więcej takich na FW! Zaraz zabieram się za czytanie i albo odpowiem coś sensownego, albo też, porażony celnymi argumentami, zamilknę zawstydzony...

ocenił(a) film na 5
Vuzz

Tak, szukam w kinie przyjemności, przede wszystkim przyjemności zmysłowej, może więc nie powinienem zabierać głosu w sprawie filmu, który każdym kadrem zdaje się krzyczeć: "Widzu, nie baw się, nie rozsmakowuj, tylko intensywnie myśl!" A jednak nie odrzucam trudnych, wymagających, awangardowych dzieł i co więcej - niejednokrotnie angażuję się w proces, który opisałeś, polegający na rozpracowaniu indywidualnego kodu filmu, bazując na własnej intuicji i wiedzy. Myślę, że kluczową kwestią jest wabik. W sumie zgadzamy się, że coś takiego musi film posiadać, jeśli w jakikolwiek sposób ma trafić do widza. Ani mi w głowie zaprzeczać, że zupełnie nowa forma wyrazu może być takim magnesem, zwłaszcza dla odbiorcy znudzonego przewidywalnością kina konwencjonalnego. Problem w tym, że akurat WIECZNE PRETENSJE nie zachęciły mnie w żadnym stopniu do sięgnięcia głębiej, do podjęcia dyskursu, jaki proponuje Królikiewicz. Zapewne winę ponosi temat, który nigdy mnie nie fascynował: smutna rzeczywistość PRL, brud i smród, jakieś przepychanki w biurze (choć absurd wyrabiania normy został interesująco wygrany), zbolała fizis Trzeciaka.. . Po tym zalewie brzydoty nie mam ochoty na obejrzenie filmu raz jeszcze, zastanawianie się nad nim i rozkładanie na czynniki pierwsze, dlatego też idę na łatwiznę, sięgając po objaśnienia reżysera niczym licealista po ściągę.
To skrajnie subiektywne odczucia i zdaję sobie sprawę, że sformułowana na ich podstawie opinia może wydawać się krzywdząca dla zakochanych w twórczości Królikiewicza. Cóż jednak zrobić, odbiór filmu jest czynnością jednostkową i udawanie zachwytu w imię wyższych celów (np. promowanie awangardy) byłoby nieuczciwe. Jak pisałem powyżej, mogę odpowiadać wyłącznie za siebie. Dlatego bardzo się cieszę, że pojawiła się opinia odmienna, bogata w argumenty. Jeśli komuś zechce się to wszystko przeczytać, będzie mógł przyznać rację jednemu z nas.

użytkownik usunięty
Vuzz

w sumie to masz rację co do charakteru całej tej sprawy z wabikiem, gdy wyobrażam sobie widza z czasów raczkowania kina, którego zaintrygowało zbliżenie, myślę teraz że to nie sama nowość tego chwytu go zainteresowała ale poetyckość tego zjawiska, estetyczne wrażenie, jakieś emocjonalne napięcie które odczuł gdy oglądał na ekranie powiększoną twarz. To już nie jest wartość zbliżenia sama w sobie, musiał mieć wrażliwość dzięki której to poczuł, a każdy jest wrażliwy na coś innego, więc wabik będzie tu subiektywną emocją. Zgodzę się że film nie może być tylko chłodną kalkulacją, zadaniem z matematyki i filmy Królikiewicza takie nie są jeśli trafią na osobę, która odnajdzie poetyckość np w zwolnionym trawelingu kamery filmującej Bilewskiego na tle świń stojących w kolejce do rzeźni, czy też w kadrach gdy pracownicy zakładu spożywają śniadanie gdy środki użyte przez Królikiewicza podnoszą tą zwyczajną scenę do rangi mitu. Cały ten PRL tez nie jest tu taki ważny, gdy słyszy się że film pokazujący rzeczywistość PRL to rzeczywiście powiewa nudą moralnego niepokoju. W tym filmie jest smutna rzeczywistość, brud i smród, bo chodziło o uniwersalny klimat beznadziei w oderwaniu od czasu historycznego. Królikiewicz nie musiał specjalnie się wysilać żeby potrzebny mu marazm wykreować, bo akurat był PRL i wystarczyło filmować rzeczywistość. Przepychanki w biurze są, ale co to za biuro, inspektorat kontroli rzeźnie mieści się w galerii sztuki, a przez olbrzymie okna spoglądają przypadkowi ludzie z ulicy, zainteresowani kręceniem filmu, przecież to czysty surrealizm, a tak łatwo ten film ominąć gdy się przeczyta gdzieś krótkie streszczenie akcji, jakieś perypetie dwóch pracowników inspektoratu rzeźni w czasach PRL.

ocenił(a) film na 5

Moje zdystansowane argumenty brzmią słabo w zestawieniu z donośnym głosem zachwytu entuzjasty. Królikiewicz powinien się cieszyć, że ma takich wielbicieli, choć z racji przekonań politycznych zależałoby mu pewnie bardziej na elektoracie PiS niż na filmoznawcach-wolnomyślicielach... Pod wpływem tych argumentów zaczynam zastanawiać się, czy dać PRETENSJOM drugą szansę, może jednak obejrzę najpierw TAŃCZĄCEGO JASTRZĘBIA - bez uprzedzeń i z odpowiednim, przychylnym nastawieniem.

Vuzz

Przyjemnie się czyta taką wymianę zdań :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones