Brawa dla Scorsese za odwagę odejścia od dotychczasowego tematu jego twórczości.
Czy tak naprawde odchodzi od dotychczasowego tematu swojej twórczości? Poza brakiem wloskich gangsterów Scorsese postanowił przeanalizowac wyższe sfery. Sposób w jaki to robi nie przekonuje mnie do końca - narrator w tle od razu przywodzi mi na mysl chlopcow z ferajny i kasyno (chociaz wydaje mi sie ze te filmy powstaly poźniej - musze to sprawdzic). Chwalić też należy rezysera ze film nie trwa trzech godzin, bo z tymi dwoma (z hakiem) i tak było ciężko. Wogole ogladajac jego filmy odczuwam zmeczenie i "przedawkowanie wielu scen", które mogłyby z powodzeniem trwac nieco krócej, a film nie straciłby na wartosci. I tak obok pięknych scen symbolicznych (chociażby ta ze statkiem i latarnią), których nie mało i w wieku niewinnosci, pojawiaja sie "przestoje", psujace dobre wrażenie jakie mogloby pozostac po zakonczeniu seansu. Szczególnie drażniace są jakby dwie formy narracji - ta z offu - jakby dokumentalna - ukazujaca zaklamanie srodowiska oraz ta fabularna (liryczna) - jaka występuje tylko w scenach z Pfeiffer i Lewisem - a to co zostaje to owe 'przestoje' i brak umiaru z czasem ;)
Pozdrawiam.
Nieusatysfakcjonowany.