dzieci wesoło wybiegły ze szkoły..
cinematografia wielkiej burzy oburzeniowej z czasów zamierzchłych, ery przedinternetowej - jak się dowiaduję - z której obecnie pozostało niewiele, ale te dwie sceny które pozostały wciąż sieją spustoszenie:
pierwsza, z przeniesieniem przestrzeni znaczeniowej poza kadr, do planu równoległej fonosfery
(nadto zaryzykuję twierdzenie, że zastosowany w tej scenie majstersztyk masterszotowy kreśli kamerą jak pędzlem znak omega w przestrzeni zanim ją zamrozi)
i druga, w której te duże i tragiczne bo społeczne a dotychmiast majaczące gdzieś tam hen daleko poza horyzontem zdarzeń, wylewa się z ekranów i przegląda w małym, przełamuje schematyczne postrzeganie tunelowe, rozszerza perspektywę, akcentuje kontext
(tę z kolei scenę zapowiada wcześniejsza a pomniejsza, z klozetowym onanizmem młodocianego wałęsacza pod texty literackie markiza de sade'a)
teraz, która z tych dwóch lepsza, albo - idąc dalej tokiem rozumowania pomysłodawców sekcji w ramach której ów film się prezentuje - która z nich została?
moim zdaniem pierwsza.
bo Mechaniczna Pomarańcza Mechaniczną Pomarańczą, ale filmów extremalnych w ramach podgatunku domowej inwazji było wcześniej wiele - już to Wstręt, Angst, Funny Games, Życzenia Śmierci, Noc Żywych Trupów czy Doczekać Zmroku - żeby ograniczyć się do moich ulubionych - z oczywistym Kevinem Samym w Domu na czele peletonu.
czyli nihil novum - jedyne w czym można się tutaj prześcigać, to natężona intensyfikacja extremów.
z kolei pierwsza scena, w kategoriach myślenia wizualnego, to rzecz wprost genialna. nie tylko bardziej przemawia do wyobraźni, ale też - a może przede wszystkim - wykracza poza schemat; otwiera nowe scieżki percepcji, którymi podążą inni.
z martwymi filmami jest jak z martwymi ludźmi - nie wszystek pomarli, którzy odeszli, jeżeli żyją w innych.
czy taka na przykład Strefa Interesów glazera nie będzie skrajną manifestacją tej formuły?