Michael Caine przyciągnął mnie do tego filmu, bo wiem, że zbyt wiele kolejnych z jego udziałem nie zobaczę. Rozczarowałem się na kilku poziomach. Fabularnie jest to bardzo słabe. Naprawdę wystarczy przeczytać zdanie opisu dystrybutora i wie się wszystko. Rozczarowujący jest również dydaktyzm opowieści o starości, pod koniec musi się nawet pojawić wykład na jej temat, jakby filmowo nie opowiadała o niej między innymi twarz Glendy Jackson. Zatem on sobie wyrusza w podróż, druga opowieść toczy się w ośrodku pomocy, gdzie ona mieszka i na niego czeka, a całość przeplatana jest czymś najbardziej rozczarowującym - fragmentarycznymi i usilnie nagrywanymi w stylu retro ujęciami ukazującymi relację bohaterów, a także to, że ojej ojej, wojna to nie tylko wielka przygoda dzielnych chłopców, lecz również umieranie w krwi i kurzu, a w zasadzie tylko to. Jedna świetna scena konfrontacji angielskich i niemieckich żołnierzy emerytów, reszta albo po prostu nudna, albo w nudny sposób przesłodzona. Brakuje jeszcze na koniec, że żyli długo i szczęśliwie, ale to się już akurat wydarzyło. Przeziewany.