Nie wiem co ten film ma w sobie, ale hipnotyzuje, uwodzi. Jest trochę jak jedzenie soczystej
pomarańczy w piękny słoneczny dzień.
Jest też niezwykle smutny, ziejący pustką nie do zniesienia...
Plus charyzmatyczny Toni Servillo i przepiękne widoki Rzymu.
I muzyka...
Fiono, pięknie to ujęłaś. Jestem zahinotyzowana i uwiedziona :)
Z drugą częścią wypowiedzi polemizowałabym. Bohater filmu jakoś jednak dystansuje się od kiczu i nicości, które go otaczają. Jednakowoż sceneria wiecznego miasta, obfitująca na kazdym kroku w arcydzieła wszelkiej maści jest znakomitym kontrapunktem dla niezbyt wiarygodnych i groteskowych przedsięwzięć sztuki współczesnej. Jest zatem nadzieją i dowodem, że piękno jest możliwe.
Kontrast między wielką sztuką a kiczem, między pragnieniem przeżycia czegoś wielkiego a cynizmem, między uwielbieniem życia a znużeniem nim, obecny na każdym kroku humor, bo przecież bawi nas obserwowanie, jak pękaja kolejne nadęte balony"wielkości", potencjalne żródła poszukiwanego bezskutecznie sensu - wszystko to nam przecież wybornie smakuje - jak soczysta pomarańcza w piękny słoneczny dzień :)
Pozdrawiam