właśnie do momentu tej strzelaniny było ok ale poźniej co to miało znaczyć?Ale zacznijmy od początku kolesie chcą sobie poużywać bo są wyposzczeni tak więc biją kolegę i go neutralizują ok ale po co od razu go zabijać(to już morderstwo,niepotrzebne komplikacje) a przeciez chcieli tylko się zabawić(małe konsekwencje za ten czyn)jedziemy dalej ona ucieka,oni jej nie gonią,może była szybka a oni leniwi(zbyt pijani?)no i przechodzimy do najważniejszej sceny,kolesie poczuli zagrożenie i nie wytrzymali i co postanowili odstrzelić agentkę FBI a do tego jeszcze kilku policjantów i co jak to chcieli zatuszować? :D
Witam,
Nie do końca rozumiem jaki jest sens zakładać drugi temat, jeśli się jota w jotę napisało to samo w innym,
http://www.filmweb.pl/film/Wind+River-2017-763812/discussion/By%C5%82o+naprawde+ dobrze+dop%C3%B3ki...,2944244
ale OK. – odpowiadam identycznie i tutaj:
Nie ma filmów doskonałych, ale akurat rzeczy bardziej zastanawiających nie wychwyciłeś wskazując natomiast takie, które (wg mnie) da się wytłumaczyć.
>Ale zacznijmy od początku kolesie chcą sobie poużywać bo są wyposzczeni tak >więc biją kolegę i go neutralizują
Jesteś pewny, że było dokładnie tak, jak piszesz? Bo ja widziałem co innego. To ON zaatakował (na poważnie) ich. Dokładnie jednego konkretnego po tym, jak przekroczył granicę a zalani koledzy nie zareagowali na prośby zabrania go („Curtis zabierz go!") ograniczając się do kiwania nań głową i ręką oraz postękiwania („Pete, chodź tu”.) .
>ok ale po co od razu go zabijać(to już morderstwo,niepotrzebne komplikacje) >a przeciez chcieli tylko się zabawić(małe konsekwencje za ten czyn)
Przecież tam wszystko się potoczyło w kilka sekund wymykając spod kontroli. Myślisz, że którykolwiek z tych zalanych facetów chciał kogokolwiek zabić? Serio? Ale nagle wyszło, że „zwykłe” popychanie przeradza się w bójkę na serio. I to w bójkę, w której jeden (wkurzony, trzeźwy i z odpowiednią „muskulaturą” oraz, co chyba we wszystkim najważniejsze – zdeterminowany bronić swojej kobiety) - facet leje przez chwilę bodajże pięciu innych. I to leje potężnie, nie na żarty. Jego dziewczyna przytrzymywana przez szefa grupy ochroniarzy uwalnia się gryząc go i rzuca się między walczących. A szef (wciąż przypominam, że także zalany) widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli sięga po czekan (lub coś pochodnego, pewnie do kruszenia lodu) i wali nim najpierw dziewczynę a potem „trzeźwego” kolegę. Jeden ruch jednego człowieka wykonany pod wpływem alkoholu, nerwów, adrenaliny, czy erupcji emocji – nazwijmy to, jak chcesz.
Kiedyś widziałem niemal identyczną scenę u kolegi na wyciągnięcie ręki. Zalany ojciec po powrocie z libacji zaczął lać żonę. Nastoletni syn go odepchnął. Zalany ojciec kalkulując, że łapkami nie da rady wycofał się do kuchni i po 2 sekundach ruszył na syna z tasakiem do rozdrabniania mięsa. I wierz mi na słowo, nie miał zamiaru wyłącznie postraszyć. Dodam, że historia nie skończyła się tragicznie, ale nie była to zasługa tego z tasakiem, bo go w okamgnieniu obezwładniono. W scenie pokazanej w filmie faceta z czekanem nie miał kto obezwładnić.
>a przeciez chcieli tylko się zabawić(małe konsekwencje za ten czyn)
Jak można tak napisać… ale to już Twój punkt widzenia. Ok. Tyle, że to, co piszesz powyżej to przecież nieprawda. Są stany w których za gwałt ze szczególnym okrucieństwem (przypomnę, że tłuką ją, ogłuszają czekanem, to samo robią z broniącym jej chłopakiem. Potem zaczynają gwałcić) grozi podobna kara, co za morderstwo. Możemy o tym pogadać jeśli chcesz.
Natomiast wydaje się, że w specyficznych okolicznościach, ale takie w sumie zaistniały w filmie i pokazano je aż do głębi obrazowo (obraz nie przypadkiem otrzymał kategorię R) kary za gwałt, ale i za morderstwo również, nie są już tak nieuchronne.
Ciekawe są dane za 2011r w odniesieniu do statystyk względem najcięższych przestępstw na rdzennych Amerykanach (wchodzą w nie m.in. morderstwo i gwałt), wg których prokuratorzy federalni odmówili wniesienia oskarżenia przeciw nie Indianom w 52% spraw tego typu a w odniesieniu do zgłoszonych gwałtów na kobietach pochodzących z rezerwatu – w 65% - a na gwałtach nieletnich z rezerwatu – w 61%.
Tu to kolega znajdzie, oraz inne ponure pokrewne statystki:
http://trac.syr.edu/
Gwałt na Indiance przez nie Indianina, jeśli ten miał miejsce poza rezerwatem, będzie ścigany, ale pod warunkiem zaistnienia specyficznych okoliczności.
Odsyłam m.in. do „Newsweeka” z 4 listopada, akurat łatwego do odkopania, bo dopiero co czytanego:
"Sexual assault of a Native woman by a non-Native couldn’t be prosecuted because it was a state crime on federal land. At the same time, if you were a Native accused of assaulting a non-Native, you could be prosecuted twice, once by the federal government and once by the tribal police. It was a double standard of medieval proportions.”
w którym jest zasygnalizowanych kilka innych niuansów oraz ponurych ciekawostek z nimi związanych:
http://www.newsweek.com/2017/08/11/movie-wind-river-taylor-s...
A jak kolega nie specjalnie wierzy dziennikarzom z „Newsweeka” (bo fakt, nie zawsze są obiektywni a w Stanach toczy się swoista, dość podobna wojna na polu dziennikarskim, co i u nas) to, jeśli jest wola i czas, odsyłam do ciekawej lektury pod poniższym linkiem, przybliżającej złożoność przestępstw na rdzennych Amerykanach, lub między nimi:
https://www.justice.gov/tribal/tribal-law-and-order-act
Przypomnę też, że na tym obszarze (rezerwat Arapaho w Wind River w Wyoming) statystki pokazują 5 i 7 razy wyższą przestępczość (odpowiednio w odniesieniu do napadów z użyciem broni palnej, oraz do napadów na tle seksualnym) względem średniej krajowej. Średnia życia wśród kobiet to… 49 lat a nastolatki z rezerwatu się zabijają 2 razy częściej niż względem średniej krajowej. A statystyk dla płci żeńskiej która znika z rezerwatu (ucieczki małoletnich, ucieczki żon od mężów, zniknięcia itd.) nie prowadzi się. Dla tego rejonu brak takowych w Department of Justice, CDC, ani nie słyszałem, aby zajmowała się problemem jakaś inna organizacja (co, tak na marginesie wystawia smutne świadectwo również samym Indianom, czy rdzennym Amerykanom, jeśli ktoś się zamierza czepiać o poprawność).
Pamiętam, że w którymś z numerów New York Times z początku 2011, czy 2011r (do odkopania w sieci) dwóch autorów artykułu, zapewne zainspirowanych premiera filmu, podawało, że wg ogólnokrajowych statystyk w odniesieniu do kobiet ze społeczności indiańskiej – są gwałcone 4 razy częściej względem średniej krajowej (gwałty zgłoszone) a mordowane 10 razy częściej niż inne Amerykanki. Zaznaczam jednak, iż nie wiem czy to dane oparte na prawdziwych statystykach, czy może przejaw nadgorliwości w poprawności politycznej, co dziennikarze oraz ich szefowie z New York Times czasami prezentują (mój kolega piszący m.in. także dla nich, omal nie wyleciał latem z roboty na skutek, jak domniemywa, donosu ze strony Radka Sikorskiego, lub osób z nim związanych. W rozmowie po incydencie – żartował, że uratował go fakt, iż jest czarny. Białego by wywalili.)
Dodatkowo przy ponad 80% bezrobociu część kobiet i dziewcząt z rezerwatu się prostytuuje (aby zdobyć na utrzymanie, alkohol, narkotyki) na drogach, po knajpach, w motelach, czy ogólnie w okolicznych miejscowościach.
Czy świadomość tego wszystkiego mieli zalani ochroniarze? Pewnie nie, lub nie całkiem, ale klimat z tym związany zapewne czuli i im się gdzieś tam udzielał.
Myślę zresztą, że te statystki, lub ich brak (co też daje do myślenia) i związane z nimi tragedie stanowiły inspirację dla Taylora Sheridana (odsyłam do wywiadu z Nim z 5 sierpnia 2017r dla Scotta Simona), który tak się zaangażował, że nie tylko wyreżyserował, ale i przygotował scenariusz. Pamiętam wywiad z Elizabeth Olsen, która była zaszokowana (lub dobrze to markowała) przytoczonymi statystykami nie mogąc ich zaakceptować (w nie uwierzyć?). Podobno to przeważyło, iż po przeczytaniu scenariusza i długich rozmowach przez telefon ze wskazanymi osobami (także z policji stanowej i z rezerwatu, które problem potwierdziły) zdecydowała się przystąpić do projektu, ale ponownie zastrzegę iż, nie wiem ile w tym szczerości a ile public relations.
.
>jedziemy dalej ona ucieka,oni jej nie gonią,może była szybka a oni leniwi(zbyt pijani?)
Mnie się wydaje, że tu nie ma słabych stron:
są zalani, poturbowani (część z nich), mają zmasakrowanego trupa na podłodze. Nie planowali tego. Wszystko się potoczyło „samo”. Widzą buty dziewczyny a więc wybiegła boso. Wiedzą, że jest ranna (czekan). Dziewczyna najprawdopodobniej uciekła do odległego o te 200-300 metrów lasu (ja bym tak zrobił, pod warunkiem, że w afekcie działał bym racjonalnie, o co trudno, bo w podobnych sytuacjach robi się rzeczy niewytłumaczalne. Przynajmniej dla „stojącego z boku”, który po zdarzeniu o tym czyta w cieplarnianych warunkach). Ścigaj ją pieszo, czy na skuterze między drzewami w nocy, gdy jesteś poobijany, pijany i oszołomiony całą sytuacją. I – zdaje się, rzecz najważniejsza: myślę, że ci (mniej pijani), szybko skalkulowali, iż Jej szanse w tych warunkach, bez butów, przy mroźnym powietrzu oraz odniesionej ranie i na bezludziu – są żadne, lub bliskie zera.
Przypomnę Ci, że nawet taki nowicjusz (w danym środowisku, o danej porze roku) jak agentka FBI (Elizabeth Olsen) zadaje do Lamberta jako jedno z pierwszych pytań:
- Jak myślisz, jak daleko można się tu dostać boso?
A ochroniarze „tkwiący” w tym surowym interiorze od kilku miesięcy posiadali – co można chyba założyć – rozleglejszą wiedzę (nawet mimo alkoholowego zamroczenia), czym niemal w 100% grozi latanie na boso w mrozie na bezludziu.
Od siebie dodatkowo przypomnę, ze w tym rejonie jest relatywnie ciepło przez ok. 2 miesiące w roku.
Skąd też ta kalkulacja, że jej nie gonili? Bo w filmie tego nie pokazano? W tym filmie pokazuje się oszczędnie i z niedomówieniem wiele rzeczy. A szeregu innych się wcale się nie pokazuje, tylko o nich napomyka, lub je sugeruje. I tak sobie myślę, że to jest jeden z jego atutów, bo po seansie widz wiele z tego tytułu rozmyśla, domniemywa, snuje refleksje i się zastanawia.
Możliwie, że nie gonili w kierunku lasu (z powodów, które wyżej zasygnalizowałem), ale równie dobrze można założyć, że ze dwóch bardziej „w stanie” wskoczyło zaraz na skutery i pognało w kierunku zostawionych śladów oświetlając drogę włączonymi światłami pojazdów. Po czym… zatrzymali się po niemal wjechaniu na pierwsze drzewo, lub wpadnięciu w pierwszy dół, czy korzeń ukryty pod zaspą, który ich zastopował. Zresztą w samym filmie jest tekst o jeździe skuterem pośród zasp i drzew prowadzony przez Lamberta z agentką FBI. Już sama jego treść powinna dać do myślenia, co do prowadzenia skutera w takich warunkach: jedziesz wolno – grzęźniesz zaraz w zaspie. Jedziesz szybko – wpadniesz na drzewo a w najlepszym wypadku grzmotniesz o gałąź. A wszystko to w biały dzień a nie pośród ciemności nocy. – przypomnę na co się powołują ochroniarze tłumacząc skaleczenia i zadrapania w rozmowie z agentką FBI na chwilę przed finałową strzelaniną) .
>no i przechodzimy do najważniejszej sceny,kolesie poczuli zagrożenie i nie wytrzymali i co postanowili odstrzelić agentkę FBI a do tego jeszcze kilku policjantów i co jak to chcieli zatuszować? :D
Twórcy filmu na samym jego początku informują nas, że obraz oparto na prawdziwych wydarzeniach. To trochę taki wybieg a z pewnością lekkie nadużycie. Co do całości problemu, czy raczej problemów zasygnalizowanych w obrazie – to zgoda na taką definicję podpierającą się faktami (odsyłam do statystyk i liczb przytoczonych przeze mnie powyżej), ale względem strzelaniny z ochroną rafinerii – to już raczej nie.
Myślę, że nie chcieli już TEGO zatuszować. Zatuszować to chcieli gwałt na Indiance i zatłuczenie na śmierć broniącego jej kolegi. Mogli zapewne, albo zwiać gromadnie każdy w swoją stronę przyznając się tym samym niejako do winy, albo czekać licząc na szczęśliwy dla nich rozwój wydarzeń. Ślady prowadzące do nich bezpośrednio ściągnęły im na kark policję po 3 dniach. A zapytam Cię, czy identycznie by było, gdyby nie arcyważna pomoc udzielona ze strony strażnika z FWS (Jeremy Renner)? To on wykonał kluczową pracę. Wypatrzył ślady skutera (w sumie dwukrotnie). Doprowadził do znalezienia obu ciał (pierwszego przypadkowo, ale niemal natychmiast po tragedii, co stanowiło wyjątkowy fuks, drugiego - już skutkiem fachowego tropienia, będącego jednak konsekwencją pierwszego). Nad interior nadchodził cykl śnieżnych burz. Można było zakładać, że w kilka dni zasypią wszystko? Wg mnie – tak. Bez tropienia strażnika z FWS grupa funkcjonariuszy zapewne też by do nich dotarła, ale raz, że później (a czas ze względu na aurę był tu kluczowy) a dwa, że prawdopodobnie po pierwszej wizycie odeszli by z kwitkiem. Przypomnę, że strzał zza drzwi padł w reakcji na ostrzeżenie rzucone na głos przez szeryfa, który dostał od kogoś na tyle elektryzującą i nagłą wiadomość, iż podniósł głos sięgając po broń. Gdyby nie ten telefon, jak potoczyły by się wypadki? Zarówno policjanci stanowi, jak i plemienni nie mieli prawa wtargnąć i przeszukać baraku (odsyłam do rozmowy miedzy nimi a agentką FBI bezpośrednio przed akcją, która jest w tej materii wręcz symboliczna:
- Przeszukamy także przyczepę (…).
- Macie nakaz?
- Ładnie ich o to poproszę.
Sama agentka bez nakazu także nie mogła wyważyć drzwi i wtargnąć do środka. Odmowa ze strony ochrony „podania klucza” na bank wzbudziłaby dodatkowe podejrzenia przechodzące w pewność, ale funkcjonariusz odeszliby na tę chwilę z kwitkiem. Gdyby nie ostrzeżenie przesłane szeryfowi przez Lamberta i gwałtowna reakcja na jego treść ze strony szeryfa, można domniemywać, że obie strony by się wówczas „rozeszły”. Jasne, że nie na długo. Nawet w czasie krótkiej drogi do baraku szef ochrony zdradził się w rozmowie z niepokojących faktów a wygląd jego oraz kolegów wzbudził jednak podejrzenia. Więc za dzień-dwa by wrócili. Ale po pierwszej wizycie grupa ochroniarzy miała by się szansę naradzić i zapewne szybko dotarło by już do nich, że mistyfikacja nie przeszła a sprawy nie da się zatuszować. Gliniarze dotarli do nich szybciej niż sprawcy kalkulowali. Dziewczynę znaleziono nazajutrz. Ciało jej chłopaka dzień potem. Aura oraz przede wszystkim zwierzęta, nie zdołały zatrzeć śladów (przypomnę tekst który wypowiada Lambert o swojej znalezionej córce:
„Jeden facet wyprowadzał owce przez Wind River. On ją znalazł. Ponad 30 km od naszego domu. Autopsja niewiele pomogła bo kojoty się za nią zabrały.”.
A gdyby lew górski z dwójką małych zamiast pożreć krowę Indianina, trafił jeszcze w nocy na ciało dziewczyny, to co by z niej zostało? I można zakładać, że szczątki nie rzucały by się tak jednoznacznie w oczy z przyczyną zgonu zidentyfikowaną jako morderstwo (ranę od czekana na głowie zauważono od razu). Gdyby z ciała została 1/3 też by im to weszło w oczy?
Myślę, że szanse na zatuszowanie tego, w rozumieniu sprawców – incydentu były spore, tylko zabrakło im jeszcze w tym wszystkim szczęścia. Nie mieli szklanej kuli, która by im pokazała, że jakiś tropiciel znalazł i zinterpretował w dzień-dwa to, co kalkulowali, iż zostanie odkryte po tygodniu-dwóch, w innym stanie. Gdyby kulę mieli, pewnie by się w kwadrans zwinęli wiejąc w stronę kanadyjskiej granic z przeświadczeniem, że tym razem szczęście dopisze i się uda. Ostrzeżenie rzucone głośno przez szeryfa sprowokowało ochroniarza ze strzelbą za drzwiami sprowokowało do oddania strzału (a wiemy, że zrównoważony i o dobrej samokontroli to on nie był – przypomnę jego zachowanie względem dziewczyny oraz Jej chłopaka, bądź co bądź jego kolegi). A strzał ten zainicjował całą resztę. Do tego równie dobrze mogło w ogóle nie dojść. Obie strony by się czasowo rozeszły. Funkcjonariusze, przynajmniej przestrzegający prawa, nie mogli wtargnąć do baraku. Ochroniarze byli tego przepisu doskonale świadomi (a w baraku ukryło się dwóch najbardziej poturbowanych gości, których wyglądu nie dało by się już tak wytłumaczyć), ale skąd mogli przewidzieć, że ktoś nagle w toku całej akcji coś znajdzie i prześle przez telefon na tyle alarmujące ostrzeżenie, że szeryf sam krzyknie i sięgnie po broń? To się wymknęło spod kontroli a jak tuzin facetów otoczonych oparami adrenaliny ma ze sobą broń, umie jej używać (lub im się tak wydaje) i jest zdeterminowanych w jej użyciu oraz w niedopuszczeniu do odebrania sobie wolności, to wydarzenia mogą przybrać nieprzewidywalny przebieg.
W głowie zapadła mi uwaga rzucona przez jakiegoś mundurowego funkcjonariusza (nie pomnę jakiej służby, tyle, że nie Indianina), który po zakończonym seansie, wychodząc z kina, powiedział coś w stylu:
- Sheridan testuje na ile czasy Dzikiego Zachodu odeszły w naszym kraju w przeszłość. Przynajmniej w niektórych jego rejonach.
Przytaczam wypowiedź, bo wydaje mi się, że klimatycznie współgra z tematem naszej rozmowy.
Pozdrawiam,
jabu