Oglądając nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z metaforą współczesnego świata, a dokładnie cywilizacją Zachodu borykającą się z terroryzmem. Carpenter oczywiście nie miał takiego zamiaru (wiem, że film to remake), ale czy "Wioski przeklętych" nie da się odczytać dziś na nowo?
Mam na myśli zwłaszcza sceny w stodole, gdy Mara mówi do swojego przybranego ojca: "Jesteś więźniem swoich wartości". Mężczyzna to lekarz, człowiek inteligentny, racjonalista (lekarze przeważnie reprezentują w filmach trzeźwy punkt widzenia). Kiedy mówi do dzieci, że powinny nauczyć się żyć w zgodzie z ludźmi, to brzmi to dla mnie, prawie jak lansowanie ideału "multi-kulti". Jednak te dzieci nie znają "naszych" emocji, tak jak islamscy fundamentaliści nie rozumieją emocji świata Zachodu i gardzą nimi. Nie przeszkadza im to jednak zakładać u nas rodzin, budować meczetów, a od czasu do czasu wysadzić się w zatłoczonym miejscu. Nie chcą się asymilować, konsekwentnie realizują swoją misję. Zupełnie, jak przeklęte potomstwo w "Wiosce...".
Czy ktoś z was też odniósł takie wrażenie?