Nie pociąga mnie w ogóle rozpatrywanie, czy to film o buddyzmie, czy nie. To jest po prostu film o życiu, a to się dzieli na pewne etapy bez względu na religię, filozofię, pochodzenie. Tak jakoś dzieje się, że urzekają mnie ostatnio obrazy, w których słów niewiele- jak pięknie można opowiedzieć, nie przegadując (żebym to ja posiadała taką umiejętność;). W filmi zafascynowało mnie też poszerzanie/powiększanie perspektywy: ołtarz, pokój, dom, dom na wodzie, widok na dom na wodzie i końcowe ujęcie- widok doliny z domem na wodzie. Zafascynowały mnie też drzwi- drzwi, które tak naprawdę niczego nie zamykają, nie odzielają, drzwi piękne, malowane, ażurowe... . Wiem też, że to będzie ten film, do którego wracać będę, jak do szklanki orzeźwiającej wody.