W książce Maxa Brooksa najlepsze jest wrażenie przerażającej autentyczności i prawdopodobieństwa tych wydarzeń, a
także szeroki przekrój społeczeństwa. Każdy rozdział to oddzielny wywiad z człowiekiem, który ocalał. Największe
wrażenie zrobiły na mnie historie kosmonautów uwięzionych na orbicie; pilotki, która rozbiła się na wrogim terenie i
jedyne co jej pomogło to tajemnicza kobieta mówiąca do niej z krótkofalówki; nastolatka z Kioto żyjącego bardziej w
wirtualnej niż rzeczywistej przestrzeni i apokalipsa dosłownie zapukała do jego drzwi; chińskich marines próbujących
razem z rodzinami przetrwać w łodzi podwodnej i amerykańskich żołnierzy oczyszczających kraj po wojnie.
Jaki świetny z tego byłby serial! Każda osoba na oddzielny odcinek i wspólny finał!
Niestety, takich katastroficznych filmów jak World War Z jest na pęczki. Twórcy filmu oparli się na bestselerze Maxa
Brooksa tylko po to, aby przyciągnąć do kin jak największą liczbę osób. Film z książką nie ma nic wspólnego.
Więcej o książce i filmie napisałam tutaj -> http://www.tylkosubiektywnie.com/2013/07/world-war-z.html