Porządne kino gangsterskie z niezastąpionym, najlepszym oprychem w historii kina Jamesem Cagneyem.
Jako, że mamy do czynienia z jednym, z prekursorów tego kina, trudno się do czegokolwiek przyczepić, no może prócz tego, że film jest nieco za krótki. Ta pięknie snuta opowieść o pokonywaniu kolejnych szczebli na arenie przemocy urywa się nagle i zbyt niespodziewanie. Ale nie ma co się czepiać – dobre kino gangsterskie z dawnych lat.
Fanom Cagneya zachwalać nie muszę, reszta lubująca się w tym gatunku nie powinna być rozczarowana…
Moja ocena - 7/10