Co prawda jest Burt (w każdej części) , Nancy , Mindy (ooo jaka dorosła) i Miguel , to jednak brak Earl'a , że nie wspomnę o Valentine-ie jest bardzo odczuwalny.
To po prostu trzeba lubić ... bo niestety ta latająca mutacja trochę kaleczy już ten film. Szkoda :'((
I w ogóle co to za nazwa "Graboidy" ?
może to polscy tłumacze coś przekombinowali, ale w jedynce były to chyba jednak wężoidy, przynajmniej dla rodzimego odbiorcy ;)
Też byłem zdziwiony że nagle mowa o Graboidach. Film sam w sobie niezły, rzecz jasna do jedynki się nie umywa. No i jednak te komputerowo generowane WĘŻOIDY (scena gdy jeden wynurza się koło Burta na jego posesji) to był melodramat.
Latająca mutacja do bani, ale fajnie to wytłumaczono: przenoszenie jaj na duże odległości. Cieszy, że chociaż w kwestii "merytorycznej" zachowali spójność.
Mam nadzieję, że jednak wznowią plany wydania Tremors 5: Thunder from down under (lub coś takiego ;) ) bo seria zasługuje na remake. Wbrew pozorom, wniosła sporo nowego i zawsze będzie dla mnie bliską doskonałości, jeśli mowa o pierwszym filmie serii.
Czujecie to, jakby w piątce znowu wrócił Valentine i Ronda, do spółki z Earlem i tą jego babeczką z drugiej części? :) Do tego Burt i spółka i mamy materiał na mocny come-back :)
Mnie ten film rozbroił. Pierdo-loty ftw. Jakim cudem to w ogóle jest horror? Ja się kilka razy zaśmiałem, ale żeby się bać?