Takie mam trochę wrażenie, chociaż tutaj te "dzieciaki" są trochę starsze. Dużo gadania, imprezowania, picia, ćpania - rozumiem, że reżyser starał się pokazać pierwsze miłosne porażki, kolejne zauroczenia/zakochania, ale dlaczego w taki pretensjonalny sposób? Film o Bananach i ludziach pokroju "Zawód Syn", którzy mają taaaaakie trudne życie. Końcówka ciekawa, bo była to jakaś odskocznia od "fabuły".
a nie uważasz, że takie "banany" są właśnie tak zblazowani? przez to, że mają wszystko "podane na talerzu" nie wiedzą co ze sobą zrobić.
no ale wiadomo, gusta są róże :) według mnie film warty obejrzenia
Przynajmniej Larry Clark nie starał się wciskać w usta bohaterów sentencji nieudolnego Coelho. Ja rozumiem, że scenariusz był szkicowy i było dużo improwizacji, ale to zatrudnia się wtedy taką ekipę, która ma tę wewnętrzną iskrę i werwę błyskotliwego mówcy, tymczasem mieliśmy dukanie jakichś truizmów w wydumanej formie przeplatanej pląsami zagubionego protagonisty. Film był sztuczny do granic możliwości. Do tego aktorzy zachowywali się na tych domówkowych posiadówkach jakby byli heroinistami, a nie pasjonatami kokainy i kryształów czy co oni tam wężowali. Blaza. Nie wiem czy rzeczywiście tak wyglądają banany z warszawki, ale jeśli tak, to dzięki Ci o losie, że mieszkam we względnie normalnym mieście, gdzie ludzka inteligencja jest różnego kalibru, ale idzie się z nimi porozumieć i porozmawiać na poziomie.
Jeśli film miał na celu irytować i wzbudzać mix zażenowanie&politowanie to wtedy daje mocną dyszkę. Swoją drogą dzieło samo się gdzieś autokomentuje, w którejś minucie padają celne słowa "co za żenada"
wiesz, ten film przedstawia część pokolenia, które właśnie takie jest. Aktorzy grali samych siebie. Nie wszyscy dążą do pracy w korpo i tyrania o kilkanaście godzin dziennie :)
Wiem, sama do tego nie dążę, a wręcz jestem po drugiej stronie barykady. Chodzi mi tylko o to, że skoro grali samych siebie to dlaczego było to na wskroś sztuczne, to już w programie Rolnik Szuka Drugiej Połówki czy czegoś tam można doszukać się więcej "prawdziwości". Tragicznie się na to patrzyło, tragicznie się tego słuchało. Jedyny plus to jak na moje soundtrack. Może w formie dokumentu by to wyszło o niebo lepiej, bez całej tej pseudo ramki złożonej z fragmenty historii i dokładanie scen, które ewidentnie miały na celu dopisanie do tego jakiejś ckliwej głębi. Ja rozumiem poszukiwać, być zagubionym etc. teoretycznie mogłabym z łatwością się identyfikować, a o żadnej projekcji nie było mowy w tak przerysowanym świecie.
@Vanillia, lepiej bym mojej opinii nie ubrał w słowa. Tak fatalnej narracji w filmie dawno nie widziałem. W miejscach akcji i fabule co chwila się gubiłem. Pretensjonalny bełkot bohaterów, blaza na imprezach i co chwila te szlugi w mordzie. Przez chwile nawet myślałem, że to tymi fajkami tak się upierdalają, że ciągną te brednie. Niby dokument, niby fabuła, a wyszła mdła mamałyga.
Nie można tutaj szukać podobieństw do "Kids" czy porównywać tych dwoch filmów. "Wszystkie nieprzespane noce" niestety nie dorasta do pięt żadnemu z filmów Larrego Clarka.