Długo zabierałem się do obejrzenia tego filmu. Nie wiele o nim słyszałem, ale już od pierwszych scen widać było, że jest to film co najmniej dziwny i trudny w odbiorze. Okazało się, że dalej było jeszcze "gorzej". Część osób może się przyczepić, że "wszystko dla miłośi" jest jednym wielkim przerostem formy nad treścią. I te osoby będą miały rację. Tylko, że forma w tym filmie jest naprawdę warta obejrzenia.
Juz dawno nie oglądałem !takiego! filmu o miłości. Który od samego początku jest nią przesiąknięty, który za pomocą różny, dziwacznych metafor porusza temat tego niezwykłego uczucia.
Na Ziemi panuje chaos, zbliża się koniec świata - niesamowicie pokazane powolne umieranie Ziemi - który jest tylko pretekstem do pokazania prawdziwego tematu filmu. Koniec, który spowodowany jest też tym jak żyją ludzie. Ich codziennym zagubieniem, życiem osobno, bez uczuć. Ludzie zaczynają umierać na ulicach, w parkach bo nie zaznają miłości, podstawowego uczucia, które może uchronic ich od śmierci. Jak mówi jeden z bohaterów, "świat jest pełen miłości ... i śmierci". I właśnie w czasie kataklizmu, ostatnich dni, gdy w czasie lata zaczyna padać śnieg, ludzie szukają miłości. John i Elena gdy spotykają się w Nowym Jorku decydują się ratować swój związek. To co jeszcze z niego zostało. Nie wiemy dlaczego chcieli wziąć rozwód. To nie jest ważne...
Sean Penn jako Marciello komentuje z nieba, jak anioł niesamowite wydarzenia rozgrywające się na ziemi. To dzięki niemu dostrzegamy prawdziwy sens niektórych scen, jak np. końcowej w której to John i Elena w "białej sukni ślubnej" zasypiają razem gdzieś na wzgórzach.
"wszystko dla miłosci" jest bardzo dziwnym filmem. mamy tu trochę sensacji, filmu s-f i dramatu. Niektóre wątki sa naprawdę pokręcone jak np. ten o zamienniczkach Eleny. Może i nie jest dobrym, że nie wszystko rozumiemy, ale forma poprzez którą przedstawia nam się tą historię jest niesamowita. Bardzo dobre zdjęcia, fantastyczna muzyka Zbigniewa Preisnera, i niezapomniane sceny jak ta biało-czerwona na lodowisku tworzą tajemniczy i bardzo specyficzny klimat.
"It's all about love" obejrzałem głównie dlatego, że zagrał w nim Phoenix. I nie zawiodłem się. Film mówi w zupełnie nowy sposób o tak "wyeksplatowanym" juz temacie miłosci. I co dziwne po seansie pozostawia w nas dwa zupełnie sprzeczne uczucia: radość i smutek. Tak jakby miłość i... śmierć....
7/10
Ciekawa wypowiedź, ale czy nie zdradziłeś zbyt wiele z fabuły? Widzę tu sporo spojlerów, lepiej było o tym uprzedzić..
Dużo spojlerów? Może i masz rację, ża powinienem o nich uprzedzić?
Pisząc tą recenzję faktycznie miałem problem, ponieważ jak już pisałem, "Wszystko dla miłości" jest tak naprawdę przerostem formy nad treścią i tej treści, którą możnaby opowiedzieć jest tak mało, że jeśli chcemy napisać cokolwiek o filmie musimy zdradzić kilka tajemnic. Starałem, się pisać jak najmniej szczegółowo, aby ci którzy oglądali film zrozumieli o co mi chodzi, a ci, którzy mają go dopiero przed sobą nie wiedzieli za dużo.
Pisząc recenzje wolę nie pisać, że są w niej spoilery, bo przez to, osoby, które nie ogladały tego filmu nie mogą dowiedzieć się jaki on wg mnie jest. ( ależ jestem skromny :D ). Dlatego staram się pisać jednocześnie jak najwięcej i jak najmniej. Nie zawsze to wychodzi, jak np. z ostatnim filmem Woody Allena, gdzie byłem zmuszony wprowadzić kilka zaznaczonych spoilerów.
Mam nadzieję, że oglądałaś już "wszystko dla miłości" i nie zepsułem ci filmu. Jeśli nie, to przepraszam. Na blogu, edytowałbym ten post, wpisał w nagłówku "uwaga spoilery" i nikt inny by się nie dowiedział za duzo z fabuły. Na forum niestety tego się zrobić nie da.
Pozdrawiam.