Nie mam pojęcia od czego zacząć, bo chciałbym powiedzieć wszystko wszędzie naraz i to w samych superlatywach.
Nie ukrywam, że problemy tego filmu mogą być dla mnie niezauważalne przez to jak dobrze się bawiłem, ale nie uważam, że to minus tego filmu. Wręcz przeciwnie. Podczas seansu (a nawet po) zapomina się absolutnie o wszystkim. Z sali wyszedłem z niezłym mętlikiem w głowie (takim dobrym) i uśmiechem na twarzy. Zajęło mi kilka dobrych godzin, żeby ogarnąć co tam się właściwie stało i nie jest to broń Boże docinek w kierunku słabego montażu albo scenariusza. Montaż jest genialny. Pomaga nadążać za tym co się dzieje na ekranie (a uwierzcie, dzieje się naprawdę dużo). Scenariusz jest powiewem świeżości. Odejściem od schematów. Jest zaskakujący, nieoczywisty, pełen humoru i kreatywności. Przez to film zaciekawia, BAWI, zadziwia i wszystko to robi ze smakiem. Aktorzy poradzili sobie bardzo dobrze. Myślę, że na wyróżnienie zasługuje tutaj Ke Huy Quan grający męża głównej bohaterki.
Bardzo się cieszę, że taki film powstał i że mogłem go obejrzeć. Jest to zwariowane, jest to śmieszne i bardzo przyjemne. Ludziom się to podoba (ocena 9/10 na Imdb) co jest jasnym przekazem, że chcemy być zaskakiwani, lubimy eksperymenty i chcemy ich więcej. Dajcie znać czy wy też podzielacie to zdanie. Osobiście uważam, że „Wszystko wszędzie naraz” (swoją drogą bardzo adekwatny tytuł) to absolutny must-watch. Jeśli ktoś patrzy na repertuar kina z myślą, że nie ma na co iść to już w piątek coś takiego się pojawi. Lecę rezerwować bilety na seans powtórkowy.
jak dla mnie scyzoryk i ten film to takie bardziej prymitywne wcielenie spike jonza czy micheala gondry tyle że w ratunku awaria czy być jak john malkowicz nie było pierdzących zwłok robiących za motorówke czy dildosów w zadzie do miedzywymiarowych transmisji. czasami cała ta orginalność za bardzo kupy się trzyma