Okropna forma - jeszcze gorsza rozrywka, z humorem wyciętym z 4chana. Pokaz slajdów, bez ładu i składu, skakanie między wymiarami bez logicznej spójności i reguł. Estetyka na poziomie teledysków piosenkarzy, którzy nie potrafią operować mechaniką obrazu. Informacyjny ściek, bałagan intencjonalny oraz brak umiaru w ,,śmieszkowaniu''. Za grosz talentu do opowiadania, a humor taki ,,wykwintny'', że masz ochotę zadać sobie pytanie ,,Co ty jeszcze robisz w kinie, lepiej byłoby poczytać jakąś książkę - przynajmniej nie miałbym ochoty zasłaniać oczy z niedowierzania''.
Płytkie, infantylne kino - zastanawiam się, co robi Jackie Chan w takich produkcjach. W co on się wplątał?
Inaczej postrzegam dobrze wykonany absurd na ekranie. Po pierwsze - film nie dostarczył rozrywki, jakiej bym oczekiwał od kina, który chce być rozrywkowy. Po drugie - to takie kino w stylu Marvela. Żarcik tu, żarcik tam, że autorzy zdążyli się pogubić w tej swojej fanstasmagorii. Nie opowiada niczego nowego, jak niektórzy na forum sugerują. Podobne koncepcje kręcili już w XX wieku i neomedoderniści w slow cinema. Tylko że lepiej i bez nabawienia się epilepsji. Poza tym po co mam się rozpisywać o tym filmie, który sprawił mi ból. Nie czerpałem z niego żadnej przyjemności. Jest tyle wspaniałych filmów, że katowanie tego wątku jest już dla mnie stratą czasu.
Dzięki za odpowiedź. W mojej ocenie, w tej krótkiej wiadomości podałeś więcej konkretów, niż w poprzednich wpisach. W każdym razie różnimy się w ocenie i to jest naturalne, choć nie zgadzam się z podejściem, że o wartości filmu przesądza to, czy czerpiemy z niego przyjemność. Dla przykładu - dla mnie kino Tarkowskiego jest niejednokrotnie nużące, ale nie sposób nie docenić całego kunsztu, z jakim przedstawia dane historie. Podobnie sądzę, że sprowadzenie oceny "Wszystko wszędzie naraz" do wymiaru, czy śmieszą nas żarty i czy jest przyjemnie, to nie docenienie tego, co twórcy próbowali powiedzieć.
No wybacz, ale ten tytuł to taki bełkot filmowy, który nie sprostał własnej wizji.
Cóż, ja to widzę inaczej. Wizja i cała konwencja jest od początku do końca spójna. Forma filmu jest odzwierciedleniem współczesnych trendów, którymi zmierzają popularne serwisy internetowe. Przytłaczający nadmiar informacji jest komplementarny z sytuacją życiową bohaterki. Kiedy Bela Tarr kręcił "Konia Turyńskiego" dostosował formę do filozofii Nietzschego, która miała wybrzmieć po przygnieceniu widza ciężarem marazmu. Na zupełnie przeciwległym krańcu dynamiki obrazu znajduje się ten tytuł, który próbuje pokazać, że nadmiar informacji i przebodźcowanie mogą nam przysłonić to, co w życiu najważniejsze - relacje z bliskimi. A kiedy sypią nam się relacje, to sypie się też cały Wszechświat.
Ciekawa wypowiedz, ale mimo wszystko mam wrazenie, ze sprawnie bronisz slabego filmu.
Ciekawa interpretacja utworu, nie przeczę, ale to przebodźcowania zaczyna dotyczyć, co drugiego filmu lub animacji - dobrym przykładem jest nowy ,,Kot w butach'', który swoją formą krzyczy do odbiornika. Łapie się co chwila nowego tematu.
Trochę ten film przypomina slapstikowe komedie z kina początków 20 wieku, na przykład Charliego Chaplina. W jego komediach absurd podkreślał trudność życia w czasach Wielkiego Kryzysu, jednocześnie dajac widzom wytchnienie w postaci. smiechu. Tutaj rozedrgana forma służy podkresleniu zagubienia głównej bohaterki, jej poczuciu, że jest "najgorszą wersją siebie". Jeżeli pooatrzy się na konwencję w ten sposób, dopuści odbieranie filmu jako eksplozji absurdu, to film zapewni zabawę.
Podoba mi się Twoja propozycja. To tylko podkreśla, że konwencja otwiera na wiele możliwych interpretacji. W końcu jest tu wszystko, wszędzie i naraz.
Nic dodać, nic ująć. Z jednym się tylko nie zgadzam. Ocena 3 to zdecydowanie o 3 za dużo. :)
Kompletnie nie rozumiem przekazów i głębi ukrytej w tym filmie. Jak czytam to co napisałeś to aż mi smutno, że jesteś tak jednowymiarowy..
Do momentu, w którym bohaterowie muszą wykonać niespodziewaną czynność z nagrodą urzędniczki było ok., a później się zaczął Netflixowy poziom bez ładu i składu.
Nie każdy dobrze rozumię ideę walki z pomocą miłości i zrozumienia. To nowa jakość w filmie akcji. Reversed violently. Film pokazywał coś nowego a ludzie zwykle nie rozumieją nowych rzeczy. Rozumieją znane schematy i łatwo im je szufladkować. Tutaj pokazanie superpozycji wielożyć w wieloświecie to było wielkie wyzwanie. Patrzysz na to i nie za bardzo wiesz co widzisz. Elektron poruszający się wszystkimi ścieżkami na raz. Człowiek świadomy każdej kropli świadomości w innym świecie. To było jednak coś.
Nie jest to nowa rzecz, chyba że dla kogoś świeżego w kinematografii. Podobne rzeczy były już w Legionie czy Arrival, a poza tym nie odnosisz się do posta, tylko stawiasz chochoła ideologizując marny warsztat reżyserski. Ludzie jednak mają ograniczony zasób środków, żeby stworzyć coś nieprzerobionego, a pulpowy sposób przedstawiony w film konkretnym filmie zalicza się do jednych z najbanalniejszych.
nie zasługuje na 1 a co dopiero na 3 pkt badziewie jakich wiele i żadnych śmiesznych sytuacji ani z penisami ani ze świnią
Nie wiem, czy jest sens porównywać animacje obrazkowe z filmami, które rządzą się własnymi prawami. Trochę inna kategoria.
Ciekawe, że tak go odebrałeś. W moim odczuciu to po prostu jeden z tych rodzajów współczesnego kina, przy oglądaniu którego trzeba odpuścić tradycyjne oczekiwania co do fabuły, spójności i logiki, bo nie to w nim jest ostatecznie ważne, nie tym można się w nim cieszyć. Oczywiście nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc film niektórych odrzuca (coś jak z niektórymi jak się pojawił Picasso -- ja tego też nie ogarniałam i spoglądałam z politowaniem, zanim ktoś mi wyjaśnił, co w tym jest takiego ciekawego, odkrywczego i artystycznego). Ratowanie świata i to, czy zostanie uratowany czy nie, wbrew pozorom przestaje być szczególnie ważne. To, czy wydarzenia się trzymają logiki czy nie -- również. Nie jest to jednak miernie zrobiony film żenady jak np. Movie 43. Moim zdaniem tutaj twórcy świetnie zbalansowali kompletny absurd z wyciągnięciem z niego (z pominięciem sensu fabularnego) ładnego życiowego przekazu, i nie trzeba było dodawać, że to był sen albo tak naprawdę jedna wielka metafora dorastania czy pogodzenia się z bezsensem istnienia. A przede wszystkim można się nim cieszyć i dać sobie wolne od oczekiwań i sensu (podobnie jak np. w "RRRrrr", który moim zdaniem wymaga podobnego odpuszczenia). Pozdrówka :)
takiej kaszanki i humoru dla noworodków-kaszojadów jeszcze nie widziałem. NIe zwrócili mi co prawda 10 zł za bilet (będę składał pismo do rzecznika praw), ale cudem pogodziłem się ze straconymi godzinami. Unikać jak ognia.
jesteś pokraczny, umiesz tylko wyzywać, wspólczuje twojej matce (bądź dwóm ojcom).
rozmawiamy o filmach, to portal filmowy. I stricte na rozmawiam, ty tylko prosisz w pozie kpiny niskiego poziomu. Bądź precyzyjni. O Blade wypowiedziałem się gdzie indziej, tu piszę o gniocie podobnej rangi, tyle że z zupełnie innej kategorii filmowej. Subiektywnie. Ale inaczej się nie da.
Jednakże poprzednia ocena na temat innego filmu jest częścią składową obecnej oceny na temat tego filmu. Dlatego moje zdziwienie w przypadku Blade Runnera, ale spoko każdy ma swój gust. Pozdrówka
Żadną częścią nie jest. Tak samo jak jedząc naleśnika nie jest to częścią lunchu w Boeingu, gdzie podają kaczkę. Zgoda co do ocen z kolei. Choć moje są sensownie uzasadnione.
Ale jak najbardziej jest. To Ty oceniasz, a więc Twoje składowe części oceniania są częścią Ciebie. Poza tym na obecny film patrzysz przez pryzmat obejrzanych filmów, które kształtowały Twój filmopogląd. Z tych wszystkich cegiełek, które obejrzałeś i oceniłeś powstała ocena obecnego filmu.
to tak jakby powiedzieć, że szycie na drutach jest częścią atomów, bo atomy tworzą wszystko. Logicznie ok, spina się, tak samo jak "ja jestem Napoleonem", można się tak nazwać. De facto jednak poza ośmieszeniem się w oczach czytelników owo "jest" na niewiele się zda. Ewentualnie efekt potwierdzenia we własnych oczach jako mechanizm obrony psychologicznej przy niskiej wartości własnej. Ale jak mówię, mnie bardziej interesuje film, niż wykładnia przez pryzmat atomów. Pozdrawiam.
PS: nie masz racji i w tym. Nijak nie patrzę przez pryzmat atomów i kaczki. Siadam na luzie i oceniam film niezależnie od innych. Nie porównuję komedii z horrorem, ani kaczki z patelnią. Na luzaku włączam i oceniam na świeżo w skali 1-10. Lubię zarówno placki, jak i unikanie gwałtu. Zatem gust poprzedni niewiele mi tu da.
Tak, oceniasz poprzez pryzmat swojego wnętrza, doświadczeń życiowych, środowiska w którym żyjesz, emocji które Tobą kierują każdego danego dnia, a także poprzez obejrzane i ocenione w przeszłości filmy. Wszystko to daje wymiar i pułap oceniania kolejnych obejrzanych filmów, a wiec 4 za Blade Runnera wskazuje na Twój brak zainteresowania takimi filmami. Dlatego jeśli dałeś tylko 4 Harrisonowi Fordowi za jego genialną kreację w postapokaliptycznym arcydziele to świadczy, że nie ogarniasz filmów, gdzie trzeba wyjść poza schematyczny system społecznego myślenia. Wolisz zapewne dramaty oparte na znajomych emocjach. Nic poza to, tylko wewnętrzne dramaty. Odysei Kosmicznej dałeś 3. Naprawdę nie mamy o czym rozmawiać. Powodzenia w dalszym ocenieniu filmów, których nie lubisz ;)
niczego nie rozumiesz albo to echolalia. Blade Runner reprezentuje mój...ulubiony gatunek filmowy (więc wypowiedź powyższa, którą się posługujesz brzmi... komicznie). Uwielbiam takie filmy, po prostu ten uważam za poniżej przeciętnej (skala filmwebu). Film to coś więcej niż jedna twarz znanego aktora, ale co ja będę się produkował skoro posługujesz się ogólnikami typu "jeśli człowiek je, to znaczy, że nauczył się używać ust". Nie mamy o czym rozmawiać, bo cierpisz na urojenia (wmawiając co kto lubi tylko po to by ośmieszać się dodatkowo, może masochizm). Odyseja jest słabsza niż Blade, więc oceniłem ją oczko niżej. To się nazywa... logika. Ale skoro jej też nie rozumiesz, to faktycznie nie mamy o czym rozmawiać. Choć ja myślę, że głównie z powodu tych ogólników oraz braku rozumnego odbioru dzieła filmowego przez ciebie. To moja opinia, niezależnie od tego, co było w przeszłości i czy zjadłem łazanki czy jednak bigos.
W podobnym temacie zdecydowanie lepiej zobaczyć "Mr Nobody" - też nie każdemu przypadnie do gustu, ale van Dormael potrafi przynajmniej prowadzić historię, a sam film jest dobrze zagrany i pozwala widzowi zaczerpnąć oddech i pokontemplować.
Widziałem, i jak najbardziej się zgadzam. Chociaż, porównanie bywa złudne. ,,Mr Nobody'' traktuje się o wiele poważniej niż to, co tutaj skrytykowałem. Jest dłuższy, mniej nachalny, nieco europejski w prowadzeniu narracji.
Nie chcę. Nie oglądam filmów, by je oceniać, a już na pewno szkoda mi życia na takie, których z góry wiem, że mi się nie spodobają.
jak obejrzec tysiace tytulow skoro zeby moc odpowiednio dobierac filmy trzeba najpierw obejrzec tysiace tytulow????
Taki właśnie jest współczesny świat i o tym m.in. traktuje ten film. Forma przekazu doskonale obrazuje świat, w którym żyjemy. Farsz, mydło i powidło. Kicz, przepych informacyjny, płytkość i powierzchowność odbioru. Jednocześnie nic z tych rzeczy nie zniweluje tego, co w naturze człowieka nieodzowne - uczuć i emocji. Ten film to idelnie przełożony obraz reczywistości 21 wieku.
Widziałem twoje oceny innych filmów i seriali i w sumie jedyne co mi przychodzi na myśl to fakt, że ty po prostu nie lubisz filmów.
Proponuje znaleźć sobie inne hobby bo jeżeli większość filmów oceniasz w przedziale 2/10 - 4/10 to może nie jest to dobry sposób na spędzanie czasu.
Gdybym nie kochał kina, to nie oglądałbym filmów. Proste, ja po prostu nie toleruję ,,gniotów'' i autodestrukcyjnego zachowania scenarzystów z ich projektantami.
Bresson jest fantastyczny, więc nie rozumiem, dlaczego nie miałbym wysoko oceniać?