Ciężko tu nie zabrzmieć jak jaśnie oświecony i nie napisać, że łatwo nie zrozumieć tego filmu, ale prawda jest taka, że sam go być może nie zrozumiałem, bo czy można powiedzieć, że rozumie się obrazy Pollocka? Fakt jest taki, że nigdy na żadnym filmie nie płakałem do scen z parówkami, a to jest dla mnie znak, że dzieło jest w stanie wywołać emocje, które ciężko nazwać i to działa na plus.
Jeśli odpowiedzią na pytanie o sens istnienia wszechświata jest miłość, to ja to kupuję, bo jest to odpowiedź tak samo uniwersalna jak każda pojedyncza scena w tym filmie.
Do obejrzenia przymierzałem się trzy razy i dopiero za trzecim udało mi się nie zasnąć, czego zupełnie nie żałuję, bo na ten moment film powędrował na szczyt mojej absolutnej topki, więc daję dychę.