Na całe szczęście istnieję w tym wymiarze już dość długo, by się przyzwyczaić, że jakkolwiek
niesamowity pomysł zrodzi się w umyśle człowieka, produkt wyjściowy będzie stanowił
najwyżej 80% surowca. Gdyby nie to, jeszcze dwa dni po oglądzie tego misterium nie
potrafiłbym zebrać myśli i dojść do tego jak panu Niccolo'wi udało się osiągnąć 85%!
A teraz do rzeczy: od czasu oglądnięcia przebojowego kacefesu "Deja Vu" nie miałem do
czynienia z filmem, który poruszyłby mnie w stopniu zniechęcającym do analizowania
przebiegu akcji w poszukiwaniu kiksów, błędów i potknięć (których notabene w tym projekcie
nie brakuje). Idea czasu jako miary dla samego czasu wydaje mi się godna najwyższego
uznania - zaraz po tym najniższym załamaniu jak to możliwe, że nikt wcześniej nie opublikował
pomysłu tego typu.
Miejsce w moim top 10 ma murowane.