Ten film dzisiaj oglądam z poczuciem żenady. Scenariusz ubrany w pozory opowieści o samorealizacji młodej kobiety dziś podpada pod kategorię "postać kobieca napisana przez mężczyznę (?) dla mężczyzn." Główna bohaterka zawsze uśmiechnięta lub płacząca, zawsze bardzo "likable", bez emocji typu złość. Generalnie fajna, zabawowa, bezproblemowa laska. Marzenie to oczywiście kariera w show biznesie, którą ostatecznie - co za niespodzianka - organizuje jej facet. W międzyczasie dziewczyna podejmuje pracę w nowocześniejszej wersji zawodu dla tzw. kobiet upadłych, czyli w barze - obrazie snów części populacji zainteresowanej kobiecym ciałem w wymiarze erotycznym. Kobiece postaci zaludniające ten bar to wariacje na temat postaci "kobiety upadłej o gołębim sercu" plus Michelle Monaghan jako spełnienie snu o dominie. Czy odgrywanie tych ról to typowe marzenie typowej kobiety? No, w wyobraźni mężczyzn na pewno. Tak więc do nich adresowany jest ten film, ewentualnie do kobiet chcących pooglądać sobie instruktaż jak pospełniać kilka męskich fantazji. Dla niepoznaki mamy kilku facetów "kupionych" w barze przez kobiety z biznesu, wyglądające w tym męskim tłumie jak rzadkie rodzynki w cieście. Przedłużonych i dobrze schoreografowanych scen tańca męskiego oraz męskiego ciała oczywiście nie zobaczymy, bo po co takie coś w filmie o wygrywaniu kobiecych marzeń, prawda? Kobiecym marzeniem jest wszakże tańczenie na barze dla męskiej widowni i sposobienie się do ładnego wyglądania na tymże barze. I tak dalej i w ten deseń. Strasznie się ten film zestarzał. Jedna gwiazdka należy się za długą rolę mówioną naszej rodaczki, choć już to, co mówi i robi jest niskiej jakości.