I tak jest w istocie. Ten cały hejt wokół Thierrego bierze się z tego, że osiągnął on maksimum przy minimum wysiłku. Ale ten właśnie MBW pokazał, że dzisiaj aby być artystą nie trzeba być nikim wielkim ani nikim szczególnym. To właśnie najbardziej boli Bansky'ego i jemu podobnych - bo im się wydawało że są wyjątkowi. A nie są.
W dzisiejszych czasach aby być artystą wystarczy mieć główny zamysł, puszkę sprayu i odrobinę talentu aby się sprzedać.
Wiadomo, Banksy gdyby chciał, to zarabiałby miliony na swojej sztuce, ale nie o to mi chodzi.
Zawsze, kiedy coś robisz przez całe życie i się temu poświęcasz, a potem widzisz że przychodzi ktoś z ulicy i robi dokładnie to samo bez żadnego wysiłku, to jesteś wkurzony.
Ale może na tym właśnie polega prawdziwy talent? Że przychodzisz i robisz to, co ci w głowie siedzi, wkurzając tym wszystkich pozostałych?
Tłumaczy to też sukces tego filmu po trosze. Nie komercyjny, a "artystyczny". Bo dzisiaj każdy uważa się za artystę, każdy uważa że rozumie sztukę. To trochę przykre, niestety.
"Ale może na tym właśnie polega prawdziwy talent? Że przychodzisz i robisz to, co ci w głowie siedzi, wkurzając tym wszystkich pozostałych?"
może i w tym szaleństwie jest metoda; ale też jak dla mnie film pokazuje drugie oblicze, że można przyjść z ulicy, zrobić coś, powiedzieć że to sztuka i to sprzedać tylko:
1. czy można mieć satysfakcję z tego powodu [ale taką artystyczna, wewnętrzna, jak spełnienie się w czymś]
2. po jakimś czasie może wyjść na jaw że to nie sztuka a manipulacja
3. czy ktoś kto uważa się za artystę, jest nim naprawdę, czy artystą staje się ktoś, o kim inni mówią że jest artystą